na długo przed tym, nim spotkają się ciała.

Wszystkie przedstawione sytuacje są fikcyjne.
Podobieństwo do rzeczywistych zdarzeń i osób jest przypadkowe.
Opowiadanie zawiera sceny erotyczne.

piątek, 30 listopada 2012

Spotkanie ósme

Była szczęśliwa. Goście kolejny raz krzyczeli namawiając ich do pocałunku a ona kolejny raz całowała go wywołując oklaski i gwizdy. Kątem oka obserwowała kompletnie nieobecnego Zbyszka. Musi z nim porozmawiać, nie można odkładać tego na później. Szepnęła coś mężowi i ruszyła w kierunku ogrodu ciągnąc za sobą jego przyjaciela.
- Zbyszek, to ślub a nie pogrzeb.
Zaśmiał się głucho i nadal milczał. Westchnęła.
- Wiem, że trudno ci to pojąć. Nie planowałam tego. Michał był moim przyjacielem i jako przyjaciel chciał mi pomóc, gdy zdecydowałam się odejść od Adama. Pozwolił mi zamieszkać u siebie. Gdybym wiedziała, że... nigdy nie poszłabym do ciebie. Nie chcę, żeby to was poróżniło. Michał wiedział co zamierzałam, chciał odwieść mnie od tego pomysłu, ale nie był w stanie.
- Musiałaś się zemścić...
- Nie, to nie była zemsta - gwałtownie pokręciła głową - Owszem, bolało mnie to, co zrobiłeś, bolało, że mnie nie poznałeś, ale nie chciałam się mścić. Już nie. Chciałam tylko zapomnieć o Adamie, uciszyć wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że ci się podobam i pomyślałam, że skoro sam traktujesz kobiety przedmiotowo, to zrozumiesz moje zachowanie i nie będziesz miał mi tego za złe. Można powiedzieć, że chciałam cię wykorzystać. Seks mnie uspokaja.
Znów się zaśmiał bez radości.
- A ja prawie się w tobie zakochałem.
- Wiem. Słyszałam co mówiłeś w nocy. Dlatego uciekłam. Nie chciałam cię ranić.
Zapadła cisza.
- Nie mogę uwierzyć, że cię nie poznałem. Teraz widzę, że nie zmieniłaś się aż tak bardzo. Poruszasz się w ten sam sposób, nawet w łóżku byłaś taka jak kiedyś.
- Nie wracajmy do tego, proszę.
Kiwnął głową.
- Niczego nie skojarzyłem, gdy Michał opowiadał, że zakochał się w Oli. Proponował, żebyśmy się spotkali, zapraszał mnie do was, ale nie miałem ochoty, a on nie nalegał. Denerwowałem się, że prześladuje mnie to imię. Byłem rozgoryczony, że nie potrafiłem cię zatrzymać i nie chciałem oglądać szczęśliwego przyjaciela z narzeczoną. To był błąd, bo kiedy zobaczyłem cię dziś przed kościołem... Sam nie wiem, co wtedy myślałem. Byłem wściekły na ciebie. I na niego, że dał ci się omotać... Kiedy wy się właściwie poznaliście?
- Po twoim odejściu zastępowałam koleżankę w klubie i usłyszałam przypadkiem jak chwalisz się ... tym, co zaszło. Michał mnie zobaczył, ale uciekłam.  Rozmawialiśmy dopiero w Krakowie, pamiętasz, wtedy, jak zepsuł się twój samochód. Poznał mnie. Od tego czasu rozmawialiśmy niemal codziennie. Odwiedzaliśmy się przy każdej okazji, pojechaliśmy nawet na wspólne wakacje. Długo łączyła nas wyłącznie przyjacielska relacja. Dobrze się rozumieliśmy.
- On cię już wtedy kochał. Opowiadał mi o tych wakacjach, ale nie wiedziałem, że mówi o tobie... - przerwał i westchnął ciężko - Czy ty naprawdę go kochasz?
- Tak. Możesz być spokojny, to nie jest gra. Zmieniłam się. Zbyszek, proszę zapomnijmy o tym, co między nami było. Spróbujmy być przyjaciółmi albo chociaż znajomymi. Nie chcę żeby była między nami złość. Nie chcę też, żeby twoja przyjaźń z Michałem ucierpiała.
- Muszę ci jeszcze coś wyjaśnić. To nie był tylko zakład. Nie zakładam się o dziewczyny, to był jedyny raz, ale nie o zakład chodziło. Chciałem cię poznać, spodobałaś mi się. Uciekłem, bo wystraszyłem się tego, co poczułem, gdy patrzyłem jak śpisz. To, co mówiłem chłopakom to były bzdury, nawet Michał nie znał prawdy. Nie potrafiłem się przyznać, że chyba się w tobie zakochałem. To był błąd, gdybym powiedział chociaż jemu wszystko mogłoby potoczyć się inaczej... Szukałem cię kilka dni później, ale nie pracowałaś już w klubie. Czekałem pod twoim mieszkaniem, aż w końcu właścicielka powiedziała, że się wyprowadziłaś. Nie znałem twojego numeru telefonu, nic o tobie nie wiedziałem. Odpuściłem, bo co innego miałem zrobić? Żałosne, że zakochałem się w tobie dwa razy, nie wiedząc, że to ty. Szkoda, że nie powiedziałem ci tego wówczas. Powinienem być z tobą szczery od początku, teraz to już niczego nie zmienia, chciałem tylko, żebyś wiedziała, że nie jestem taki, za jakiego mnie miałaś. Zostańmy przyjaciółmi. Cieszę się, że znalazłaś miłość. Nie zrań tylko mojego przyjaciela - pogroził palcem uśmiechając się.
Przytulił ją całując w policzek.
- Życzę wam szczęścia. Chcę teraz porozmawiać z Michałem, muszę go przeprosić za tą szopkę w kościele.
Uśmiechała się patrząc jak odchodzi. Nic już nie stało jej na drodze do spełnienia marzeń.


To miał być koniec, ale ustaliłyśmy z Little Witch, że "coś" nie pasuje, więc za tydzień będzie spotkanie dziewiąte.  
Proszę nie wyciągać żadnych wniosków z dzisiejszych rozdziałów. Głupi przypadek sprawił, że pan Z. jest dziś tak znośny. Moje zdanie na jego temat się nie zmieniło, nadal jest mi całkowicie obojętny i nadal uważam, że bardziej pasuje do roli niegrzecznego chłopca ;) 

piątek, 23 listopada 2012

Spotkanie siódme

Uśmiechała się promiennie do mijających ją ostatnich gości i do swojego wybranka. Chciała krzyczeć ze szczęścia, radość rozpierała ją od środka. Stała przed kościołem nie wierząc, że za chwilę przyrzeknie miłość aż do końca mężczyźnie, którego bezgranicznie kochała. On ją ocalił. Wyrwał z przygnębienia, w które wpadła zanim dotarła do jego mieszkania. Pomógł jej uwierzyć w siebie i dostrzec w sobie dobro, choć nie popierał żadnej z rzeczy, które zrobiła. Szczególnie tych, które zrobiła krótko przed przyjazdem do niego. Wściekał się o to, krzyczał na nią, groził, ale gdy zapłakana stanęła w jego drzwiach westchnął i przytulił mówiąc tylko:
- Mówiłem, że to nie jest dobry pomysł.
Może już wtedy ją kochał? Może i ona go już kochała lecz pomyliła to uczucie z przyjaźnią? Zmieniła się dzięki niemu. Wróciła dawna Ola z nieśmiałym uśmiechem na twarzy i anielsko-delikatnymi naturalnymi blond loczkami. Ola wrażliwa na cudze cierpienie i zawsze chętna do niesienia pomocy. Ola, która sama zarabiała na swoje utrzymanie, choć pracę w charakterze rzecznika prasowego klubu pomógł jej zdobyć on. Tłumaczył później, że tylko szepnął słówko o jej zdolnościach prezesowi a doświadczenie, jakie zdobyła jeszcze w Rzeszowie dopełniło zadania. Nowa Ola zaufała mu bardziej, niż potrafiła zaufać przyjacielowi poprzednia jej wersja. Dostrzegła, że on jeden zawsze był przy niej, bezinteresownie pomagał i naprawdę interesował się nią. Od początku. Choć nie zawsze się zgadzali i czasem wybuchały między nimi gwałtowne kłótnie, zawsze ostatecznie dochodzili do porozumienia. Trochę czasu minęło nim odkryli co ich łączy, w końcu jednak zrozumieli, że to, o czym marzyli od dawna mają na wyciągnięcie ręki. Prawdziwą miłość.

Z rozmyślań wyrwał ją szept Kasi, że za chwilę mogą wejść. Do ołtarza miał poprowadzić ją narzeczony. Tak, poprosiła Kasię, by została jej świadkiem. Drugim świadkiem był wpatrujący się w nią zimnym spojrzeniem przyjaciel jej przyszłego męża. Bała się jego reakcji. Żałowała, że nie miała okazji porozmawiać z nim wcześniej i wyjaśnić kilku spraw, jednak było już na to za późno. Wygładziła niewidoczną faldę na swej pięknej kremowej sukni i wsunęła dłoń pod ramię wybranka. Ruszyli razem w stronę ołtarza wśród pachnących odurzająco białych lilii i czerwonych róż wzbudzając zachwyt mijanych osób. Zapomniała o wcześniejszym lęku ciesząc się chwilą. Jej wymarzony ślub... Jak z bajki...On zdał się całkowicie na gust i pomysły narzeczonej, wiedząc ile to dla niej znaczy. Nie miała wygórowanych życzeń. Stary, niewielki, stojący na uboczu kościół pełen kwiatów i najbliższych przyjaciół - to wszystko o czym marzyła.

Msza rozpoczęła się. Ksiądz spokojnie wypowiadał kolejne kwestie, aż nagle wydarzyło się to, czego tak bardzo się obawiała.
- Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? - zapytał ksiądz
- Nie mogę na to pozwolić! - po kościele przebiegł szmer, kiedy świadek wypowiedział te słowa - Nie wiem co tym razem kombinujesz, ale wiem, że go nie kochasz. Nie pozwolę się tobie bawić kosztem mojego przyjaciela.
- A może się mylisz i właśnie niszczysz przyjacielowi ślub? - wyraźnie zdenerwowała się panna młoda.
- Nie rozumiem dlaczego się tu zjawiłaś. Dlaczego nie uciekłaś bez słowa jak od Adama? Uważasz, że będzie bardziej widowiskowo, jeśli zostawisz go przed ołtarzem? Chcesz go publicznie upokorzyć? A może chciałaś pokazać się w białej kiecce?
- Zbyszek uspokój się. Nic nie rozumiesz - wtrącił się Michał.
- Ja nie rozumiem? Czy ty ją znasz? Wiesz co z niej za ziółko?
- Chyba musimy porozmawiać - pan młody chwycił swojego świadka za łokieć i ruszył w stronę wyjścia.
- Jak w taniej komedii romantycznej - szepnęła do zdumionej Kaśki i pobiegła za nimi rozrywając ciszę stukotem obcasów.
Z daleka słyszała ich krzyki. Całe szczęście, że na ślub wybrała dość odludne miejsce i utrzymali to w tajemnicy przed mediami. Gdy zdyszana dobiegła do nich Zbyszek sapnął ironicznie
- No proszę, panna młoda pilnuje swojej inwestycji. Tym właśnie jesteś dla niej Michał, inwestycją. Zabawną inwestycją. Ona nie wierzy w miłość. Kiedyś się jej znudzisz i oskubie cię do ostatniego grosza. Tak, jak próbowała z Adamem, ale wtedy sumienie ją powstrzymało. Tym razem najwyraźniej chęć posiadania zwyciężyła. Słyszałeś o Adamie?
- Tak. Wiem też, że później poszła do ciebie. - odpowiedział spokojnie Michał.
- I co? Nie rusza to ciebie? - zaśmiał się - Ciebie? Chodzące poczucie przyzwoitości? Co ona z tobą zrobiła?
- Kocham ją.
- I myślisz, że to coś zmieni? Ona ciebie nie kocha. To zwykła dziwka. Jak myślisz skąd wiem, że pali po każdym orgazmie? Że krzyczy? Że śpi tylko na prawym boku? To dziwka, Michał.
- Nie mów tak o niej - Michał zbliżył się do przyjaciela z wściekłością wymalowaną na twarzy,  jednak wywołał tylko cyniczny śmiech i stwierdzenie:
- Kiedyś sam się przekonasz, że mam rację.
Widziała, że Michał jest na granicy wytrzymałości, a nie chciała dopuścić do bójki między przyjaciółmi. Przepchnęła się do przodu i mocno uderzyła Zbyszka dłonią w policzek.
- To ty zrobiłeś ze mnie dziwkę. Już nią nie jestem - sykneła udając wściekłość. W głębi duszy przyznawała mu rację. Nie wiedział wszystkiego, a to, co wiedział dawało mu podstawy, by poważnie martwić się o przyjaciela.
- Ja? Niby kiedy? Sama do mnie przyszłaś. - patrzył z drwiącym uśmiechem
- Klub, kelnerka, zakład kilka lat temu... Pamiętasz?
Uśmiech zamarł na jego ustach. Przerzucał wzrok z Oli na gładzącego ją uspokajająco po plecach Michała.
- To jakiś żart, prawda?
- Nie. To ja. Myślałam, że teraz mnie poznasz, ale najwyraźniej zdążyłeś już zapomnieć. Nie pozwolę żebyś kolejny raz zniszczył mi życie. Sam mówiłeś, że ktoś nauczy mnie miłości. Kocham Michała, Michał kocha mnie, więc pozwól, że wrócimy na nasz ślub. Z tobą lub bez ciebie. Porozmawiać możemy później.
Odeszła w stronę kościoła.
- Nie znasz jej, Zbyszek. Nic o niej nie wiesz. Odpuść. A dla twojej wiedzy, Ola już nie pali. Rzuciła na moją prośbę.
Michał klepnął lekko przyjaciela w ramię i poszedł za narzeczoną. Usłyszał za sobą kroki i zastanawiał się czego się po nim teraz spodziewać...


Najlepszego Sil!

piątek, 16 listopada 2012

Spotkanie szóste

Obudziła się czując jego ramię pod swoją głową. Uśmiechnęła się na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Magiczny. Zdecydowanie można określić go w ten sposób. Zabrał ją do małej restauracji, gdzie zjedli kolację przy świetle świec. W nocy spacerowali godzinami po zasypiającym już mieście, by w końcu wrócić i ponownie oddać się rozkoszy. Tym razem jednak nie było między nimi złości, jej miejsce zajęła niemożliwa do opanowania namiętność. Nie spodziewała się, że tak dobrze będzie im się rozmawiało. Pokazał jej swą drugą twarz, podobną do tej, którą zapamiętała z ich pierwszego spotkania, lecz zupełnie różną od tego, co usłyszała z jego ust później. Twarz wrażliwą, skromną i uroczo chłopięcą. Opowiadał o swoim dzieciństwie, o pierwszej dziecięcej miłości... Był zupełnie inny niż w jej wyobraźni, inny też od obrazu, który próbowała stworzyć we wspomnieniach. Patrząc gdzieś w dal zwierzył się jej, że chciałby się kiedyś zakochać. Mieć żonę, dzieci, domek z ogródkiem gdzieś pod miastem. I psa, oczywiście. Spojrzał na nią zdziwiony, gdy powiedziała pewnym głosem, że miłość nie istnieje. Zaśmiał się, otoczył ją ramieniem i stwierdził, że kiedyś ktoś przekona ją, że jest inaczej. "Bo miłość istnieje" powiedział patrząc głęboko w jej oczy. Odepchnęła to wspomnienie. "To tylko kolejna maska" upomniała samą siebie "jemu nie można ufać". Drgnęła lekko, lecz to wystarczyło, by się obudził. Uśmiechnął się szeroko widząc ją obok i mocniej objął swoim ramieniem.
- Dobrze spałaś, Skarbie?
Przewróciła oczami. "Ile kobiet o to pytałeś, Zbyszku?" pomyślała, lecz odpowiedziała:
- Oczywiście. Mogłabym tak już zawsze.
Uśmiechnął się, jednak uśmiech zamarł mu na wargach, gdy spojrzał na zegarek.
- Cholera, muszę lecieć na trening.
Wstał i w pośpiechu zaczął ubierać spodnie. Obserwowała z fascynacją jak biega po domu szykując się do wyjścia, kompletując jednocześnie niezbędne rzeczy i cały czas do niej mówiąc. Tłumaczył, że nie chce iść, ale musi, bo niedawno podpadł trenerowi, a na domiar złego czeka ich wkrótce spotkanie z poważnym przeciwnikiem. Po kilku minutach wszedł do sypialni ze spakowaną torbą, przysiadł na łóżku obok niej i szepnął gładząc lekko jej włosy:
- Nie odchodź proszę. Przy drzwiach wisi drugi komplet kluczy jeśli chciałabyś gdzieś wyjść, ale proszę bądź tu kiedy wrócę. Naprawdę zależy mi na tym.
Coś w jego spojrzeniu, a może w tonie jakim wypowiadał te słowa sprawiło, że kiwnęła głową. W podziękowaniu dostała całusa w czoło i tyle go widziała.

Wstała i zarzuciła jego bluzę na nagie ciało. Obeszła mieszkanie nie znajdując w nim nic ciekawego. Żadnych zdjęć, żadnych osobistych pamiątek. Trochę mebli, parę książek i płyt, nowoczesny sprzęt, ale nic, co mogłoby powiedzieć cokolwiek o osobie, która tu mieszka. Z nudów wzięła do ręki pierwszą z brzegu książkę i otwierając ją na chybił trafił natrafiła na złożoną kartkę. Były to stare notatki Michała dotyczące strategii na jakiś mecz. "Wszędzie Michał" uśmiechnęła się lekko na wspomnienie ich ostatniej rozmowy, a w zasadzie awantury telefonicznej. Chciał rzucić wszystko i przyjechać, by zmusić ją do rezygnacji z planu, który mu przedstawiła. Nie dał rady, bo właśnie zaczynała go realizować. Gdziekolwiek się nie pojawiła natrafiała na ślad przyjaciela. Chyba już całkiem zawładnął jej życiem.

Nagle zadzwonił jej telefon. Z przerażeniem zobaczyła, że dzwoni Adam. Odebrała, czuła, że jest mu to winna.
- Słucham - rozpoczęła drżącym głosem.
- Chciałem tylko powiedzieć, że wysłałem twoje rzeczy tam, gdzie prosiłaś.
- Dziękuję.
Zapadła cisza.
- Adam?
- Tak?
- Przepraszam. Wiem, że to niczego nie zmieni, ale czuję się fatalnie z tym, co ci zrobiłam.
Zaśmiał się pustym śmiechem.
- A ja powinienem chyba podziękować za ten ludzki odruch, jakim była ucieczka. Równie dobrze mogłaś wyjść za mnie i żądać połowy majątku.
- Nie jestem taka... Nie jestem aż tak zła. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz...
Westchnął głośno i po chwili odpowiedział:
- Ostatecznie spędziliśmy razem miłe chwile. Sprawiłaś, że znów poczułem się młody i atrakcyjny... Wiesz, zadzwoń do mnie jeśli będziesz w Rzeszowie. Chciałbym cię jeszcze kiedyś zobaczyć.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo sygnał w słuchawce oznajmił, że Adam uznał rozmowę za zakończoną. Otarła łzy z policzków. Nie mogła się uspokoić. Tak jak kiedyś zakopała się pod kołdrą i szlochała w poduszkę.

Snuła się po mieszkaniu czekając na powrót Zbyszka. Czerwone od płaczu oczy próbowała zamaskować makijażem, lecz nie miała wątpliwości, że on domyśli się co się stało. W końcu doczekała się. Usłyszała dźwięk obracanego w drzwiach klucza i już po chwili zobaczyła go przed sobą. Miał poważną minę i dziwny smutek w oczach. Przygarnął ją ramieniem.
- Cieszę się, że tu jesteś - powiedział w jej włosy - Płakałaś? - dodał, gdy przyjrzał się jej uważniej.
- Adam dzwonił - odpowiedziała, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
Westchnął i odsunął się.
- Musimy porozmawiać. Adam wycofał się ze sponsorowania klubu. Prezes i trener są wściekli. O co tu chodzi do cholery? Możesz mi to wytłumaczyć?
- Niczego nie muszę ci tłumaczyć - odpowiedziała zimnym tonem, choć znów poczuła łzy pod powiekami. Ruszyła w stronę sypialni, by się ubrać i wyjść, lecz chwycił ją za rękę.
- Przepraszam. Masz rację, nie powinno mnie to interesować, to sprawa między tobą a nim. Chodź, napijemy się kawy. Kupiłem kokosową. Mam nadzieję, że to ta, o której mówiłaś.
To ją złamało. Kawa. Pozornie nieistotny drobiazg. Powiedziała mu wczoraj, że najbardziej lubi kokosową, a on ją dziś kupił. Specjalnie dla niej pojechał na drugi koniec miasta, bo tylko jeden sklep miał ją w ofercie. Przywarła do niego mocno i dławiąc się łzami opowiedziała całą swoją żenującą historię z Adamem od momentu, gdy poznała go przypadkiem w kawiarni kilka dni po przyjeździe do Rzeszowa, do chwili, gdy wyszła z jedną torbą z mieszkania, które dla niej wynajął. Nie ukryła niczego, opisała dokładnie swoje wyrachowanie. Ominęła tylko informację, że stała się taka przez to, co ją spotkało. Przede wszystkim przez to, co on sam zrobił. Zbyszek milczał. Nie komentował niczego, co słyszał. Nie oceniał. Tulił ją i głaskał uspokajająco po plecach. Gdy skończyła słowami "taką właśnie suką jestem" podniósł delikatnie jej podbródek zmuszając, by spojrzała w jego oczy i powiedział spokojnie:
- Nie jesteś. To nie było miłe, ale Adam to duży chłopiec. Poradzi sobie, zresztą mógł się spodziewać, że taka dziewczyna nie jest z nim dlatego, że się w nim zakochała. Ja robiłem dużo gorsze rzeczy i teraz się ich wstydzę, ale czasu nie cofnę.
Zamarła. Czyżby jednak Zbyszek się zmienił? Czy naprawdę żałował?
- Opowiedz mi - poprosiła
Zawahał się, ale zaczął mówić.
- Chyba najgorsze, co zrobiłem to odwiedzenie pewnej dziewczyny od ślubu  i wmawianie jej przez kilka tygodni, że ją kocham i chcę z nią być. Później odszedłem mówiąc, że wszystko było kłamstwem... Załamała się...
Nie to chciała usłyszeć.
- Nigdy nie odszedłeś bez słowa wyjaśnienia? Nigdy nie założyłeś się, że kogoś uwiedziesz?
Zamilkł na chwilę, lecz w końcu powiedział matowym głosem wypranym z emocji.
- Nie. Nigdy nie zrobiłem  nic takiego. Nie zakładam się o uczucia.
A więc jednak to tylko gra... Kolejny sposób, by zmiękczyć następną głupiutką kobietkę... Jego dotyk zaczął ją parzyć. Wyzwoliła się z jego ramion zbyt gwałtownie, bo rzucił jej zaskoczone spojrzenie.
- Zjemy coś? - spytała, by go uspokoić.
Wspólnie przygotowali obiad i znów było przyjemnie. Próbowała zapomnieć o tej rozmowie i zachowywać się naturalnie. Traktował ją inaczej niż wcześniej. Okazywał czułość, co jakiś czas delikatnie ściskał jej dłoń albo ustami muskał przelotnie ramię lub czoło. W końcu znów trafili do łóżka. Nie protestowała, przecież tego właśnie chciała przychodząc do niego. Po wszystkim ona rozświetlała ciemność żarem papierosa, podczas, gdy on kreślił wzory na jej nagim brzuchu. Gdy już przysypiała oddychając równomiernie, usłyszała cichy szept.
- Kim ty jesteś dziewczyno? Czy wiesz, co ze mną robisz? Czuję, że zakochuję się w tobie i naprawdę mógłbym spędzić życie z tobą. Kilka dni temu nie uwierzyłbym, że to możliwe...
Westchnął i położył się obok, a jej senność odpłynęła całkowicie. To nie tak miało być! Zbyszek nie może się w niej zakochać! Miał tylko dać jej dobry seks i pomóc zapomnieć o tym, co zrobiła Adamowi! Leżała bez ruchu do czasu, aż miała pewność, że zasnął głęboko. Wówczas cicho wstała i zebrała swoje rzeczy. Wyszła nie zostawiając mu żadnej informacji. Tylko delikatny zapach na poduszce świadczył o tym, że kiedykolwiek tam była.


Lubię dodawać tu kolejny rozdział, bo to oznacza, że jeszcze tylko kilka godzin i będzie weekend :)

piątek, 9 listopada 2012

Spotkanie piąte

Stała przed halą sportową paląc kolejnego papierosa i wystukując nerwowo obcasem jakiś rytm. Palenie to pamiątka po Adamie. On zawsze palił w chwilach smutku, ona zaczęła na przekór Adamowi, bo stwierdził kiedyś, że papieros nie pasuje do kobiety. Szybko spodobał się jej ten sposób niszczenia siebie dostrzegalny dla otoczenia, a jednak zbyt łagodny w swej formie, by zaalarmować. Papieros stał się jej wiernym towarzyszem. Nie, nie paliła by zabić stres. Przeciwnie. Paliła by ukarać się za okruchy szczęścia i radości, które przypadkiem zdarzało się jej wpuścić do swojego świata. Tego dnia po raz pierwszy sięgnęła po papierosy z nerwów. Musiała uciszyć wyrzuty sumienia.

Stała trzymając na ramieniu torbę z najważniejszymi rzeczami. Resztę jej bagażu Adam wyśle pod adres, który zapisała mu w pożegnalnym liście. Czuła się podle. Adam był dobrym człowiekiem, dbał o nią, zależało mu na niej, a ona traktowała go jak żywą kartę płatniczą. Nie zasłużył na to. Nie on. Zrozumiała to zbyt późno. Nie chciała dłużej tkwić w tym udawanym z jej strony związku i dawać mu złudną nadzieję, że znalazł kobietę, z którą spędzi resztę swojego życia. Nie potrafiła mu jednak powiedzieć tego prosto w oczy. Łatwiej jest napisać, że jest się szmatą ze zniszczoną kiedyś przez kilku gnojków psychiką, niż powiedzieć to komuś wprost, nawet jeśli ten ktoś zasłużył na szczerą rozmowę... Długo pisała ten list i wiele łez przy nim wylała. Obiecała sobie i Adamowi dwie rzeczy - już nigdy nie potraktuje nikogo w ten sposób i zniknie na zawsze z jego życia nie zdradzając nikomu tajemnic, które jej powierzył.

W końcu grupka mężczyzn wysypała się ze środka. Mimo zapadającego zmroku wyłowiła wzrokiem interesującą ją postać i ruszyła w tym samym kierunku. Najlepszym lekarstwem na podły nastrój jest dobry seks, a z nim seks był bardzo dobry. Uśmiechnęła się z zadowoleniem na myśl o tym, co ją czeka. Gdy doszli do jego samochodu bez słowa wsiadła do środka. Nic nie powiedział tylko spojrzał na nią z podniesioną brwią. 
- Chciałeś mi coś udowodnić. Miałam dać znać, więc oto jestem. 
Wciąż patrzył zdziwiony, ale nie miała wątpliwości, że wie o czym mówiła.
- To było jakieś pół roku temu i nie mówiłem poważnie - zaczął ostrożnie.
Wzruszyła ramionami.
- Wiedziałam, że nie dasz rady, Zbyszku - powiedziała ze smutną minką, wydymając wargi i pochylając się w jego stronę. Z satysfakcją obserwowała, jak on przygryza dolną wargę.
Chwyciła za klamkę by wysiąść, lecz zablokował drzwi i ruszył przed siebie z piskiem opon.
- Dokąd jedziemy?
- Jeśli chcesz pytać o wszystko, to chyba źle trafiłam.
Spojrzał na nią przelotnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po krótkiej chwili zaparkował przed swoim mieszkaniem i wysiadł. Ona została, więc schylił się i syknął przez otwarte jeszcze drzwi.
- Jeśli chciałaś posiedzieć w samochodzie, to chyba źle trafiłaś.
"Gra się rozpoczęła" pomyślała wysiadając i idąc za nim.
Przeszli w milczeniu kilka pięter, nim stanął i zaczął przeszukiwać kieszenie.
- Pani przodem - powiedział z kurtuazyjnym gestem, gdy drzwi ustąpiły.
Weszła i rozejrzała się. Mały przedpokój bez wyrazu. Zwykłe tymczasowe mieszkanie faceta, który nie zamierza spędzać w nim dużo czasu. Niespodziewanie poczuła uścisk na biodrach. Zbyszek odwrócił ją i podniósł by posadzić na szafce. Nie czekał tylko wpił się zachłannie w jej usta. Zaskoczył ją. Zareagowała nerwowym spięciem mięśni i próbą odsunięcia pomimo jego stalowego uścisku. Cofnął się lekko i roześmiał dźwięcznie patrząc prosto na nią.
- Strach cię obleciał? Myślałem, że po to przyszłaś.
Zdenerwował ją. Groźne iskierki zatańczyły w jej oczach zanim przyciągnęła go chwytając za kurtkę z nieznaną jej samej siłą, odrywając przy tym jakiś guzik.
- Chyba nie myślisz, że będę się z tobą pieprzyć na szafce - warknęła mu w usta.
Znów ją podniósł i zaczął nieść gdzieś wgłąb mieszkania. Objęła go nogami, oddechem i skubnięciami drażniła szyję. Wypuścił powietrze ze świstem i przystanął więc kontynuowała tą samą zabawę z uchem. Prowokowała go. Bawiła się nim podniecając i wycofując się, gdy oczekiwał, że przejmie kontrolę. W końcu nie wytrzymał i rzucił ją na łóżko. Nie silił się na delikatność, kiedy zrywał z niej kolejne części garderoby i miażdżył dłońmi jej piersi. Ola nie była mu dłużna drapiąc jego nagie plecy tak, że zostawiała czerwone smugi. Syknął gdy wbiła mocniej paznokcie jednocześnie przygryzając płatek ucha. Między nimi kipiała wściekłość. Przytrzymał ją mocno unieruchamiając jedną ręką jej dłonie nad głową, jednocześnie drugą ręką unosząc jej biodra. Wszedł w nią gwałtownie sprawiając, że krzyknęła z rozkoszy. Dokładnie tego oczekiwała. Chciała mocnych wrażeń i on właśnie to jej dawał. Widziała jaką satysfakcję sprawiają mu jej krzyki, ale nie potrafiła ich powstrzymać. Nie robił nic nadzwyczajnego, jednak ona nie panowała nad sobą. W końcu doszła do szczytu rozkoszy odnotowując skołowanym umysłem, że on też krzyknął gardłowo i przywarł do niej mocno. Przez dłuższą chwilę leżeli próbując wyrównać oddech. Ze złością pomyślała, że Zbyszek, gdy tylko dojdzie do siebie, wyśmieje ją wytykając, jak bardzo się myliła. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Poczuła jak jego ramię oplata ją, a usta całują delikatnie nagi obojczyk.
- Jestem strasznie głodny, może wyskoczymy gdzieś na kolację - zapytał, jakby to, co właśnie się wydarzyło było czymś najbardziej oczywistym na świecie.
- Chyba nie zamierzasz teraz odejść? - zapytał podnosząc się na łokciu, gdy nie dostał odpowiedzi.
- Nie - odpowiedziała dodając w myślach "nie dziś" i nie zważając na jego protest zapaliła papierosa.

piątek, 2 listopada 2012

Spotkanie czwarte

Jechała z Kaśką do Krakowa. Oficjalnie jechała odwiedzić rodziców. Adam nie wiedział, że jej matka zabiła się, gdy Ola miała 18 lat, bo zostawił ją kolejny partner. Ojca nigdy nie znała. Jechały odpocząć od swoich podstarzałych facetów. Zabawić się. Odprężyć. Zaszaleć.
Z Kaśką łączyło ją coś podobnego do przyjaźni. Wiedziały o sobie wszystko. Były w podobnej sytuacji - młode dziewczyny skrzywdzone przez los, szukające pozornego szczęścia.

Jechały śpiewając głośno piosenkę graną akurat przez ich ulubioną rozgłośnię, gdy zobaczyły stojące na poboczu Audi i dwóch mężczyzn machających na przejeżdżające samochody. Mieli pecha. Padał deszcz i nikt nie chciał się zatrzymać.
- Czy to byli? - spytała Kasia niepewnym głosem.
- Tak to Zbyszek i Michał.
- Wracamy?
- Wracamy.
Zatrzymała się przy machających i Kasia przez opuszczoną szybę spytała dokąd się wybierają. Do Krakowa, oczywiście, gdzieżby indziej... Wsiedli i dopiero wówczas zobaczyli, kto siedzi za kierownicą. Michał przyglądał się jej z zaciekawieniem, Zbyszek był wściekły.
- Już cię znudził twój kochaś?
Roześmiała się nieszczerze. Najwyraźniej dotkliwie odczuł jej słowa. Zaczynała żałować, że zatrzymała samochód, powiedziała jednak obojętnym tonem:
- Kochaś niedawno się oświadczył - i na potwierdzenie pomachała ręką ozdobioną pierścionkiem - ale każdy czasem potrzebuje odpoczynku.
- Może jeszcze powiesz, że chcesz za niego wyjść i mieć gromadkę dzieci...
- To, czego chcę to chyba nie twoja sprawa, prawda?
Miał rację. Nie chciała wychodzić za mąż. Nie za Adama, choć traktował ją lepiej niż przyzwoicie. Nie kochała go i nie sądziła, by kiedykolwiek mogło to nastąpić, czasem myślała jednak, że miłość rzeczywiście nie istnieje i zostawiając Adama popełni błąd. Nie wiedziała co robić, ale na razie dopiero zaczynali mgliście planować ślub, więc na decyzję miała jeszcze sporo czasu. Musiała się zgodzić, gdy poprosił ją o rękę. Właśnie skończyła studia, nie miała pracy i oszczędności. Gdzie miałaby pójść, kogo prosić o pomoc? Potrzebowała Adama, ale rozglądała się za innym rozwiązaniem.

Michał przyglądał się ich wymianie zdań z zainteresowaniem. Wyraźnie próbował domyślić się, co zaszło między tą dwójką.
- Na pewno jesteś z nim dlatego, że jest świetny w łóżku - Zbyszek kontynuował przesłuchanie drwiącym tonem.
- Na pewno jest lepszy niż ty - odparowała odruchowo
"O cholera" pomyślała. Nie powinna była tego mówić. Nie może robić niczego, co mogłoby sprawić, że ją rozpozna.
Zbyszek roześmiał się głośno.
- Skąd ty możesz o tym wiedzieć?
Odetchnęła z ulgą. Nie zorientował się.
- Faceci twojego pokroju to skupieni na sobie narcystyczni chłopcy, którzy zupełnie nie wiedzą o co w tym chodzi.
- Mogę udowodnić, że się mylisz.
- Jestem zaręczona, pamiętasz? Nie zdradzam narzeczonego.
- Więc udowodnię to, kiedy z nim zerwiesz. Daj tylko znać, kiedy ta chwila nastąpi.
Wzruszyła ramionami. Po co przejmować się czymś, co może się nigdy nie zdarzyć? Spojrzała w lusterko i zrobiło się jej gorąco. Michał wpatrywał się w nią. Patrzył jej prosto w oczy. Poznał ją, widziała to w jego spojrzeniu. Pewność zyskała, gdy uśmiechnął się lekko, podnosząc do góry jeden tylko kącik ust. Próbowała wzrokiem błagać go o dyskrecję kręcąc przy tym delikatnie głową i chyba zrozumiał, bo zaśmiał się cicho i stwierdził.
- Ale na drinka z nieznajomym możesz chyba iść przed tym swoim ślubem?
Zbyszek gwałtownie złapał powietrze, ale od razu został uciszony.
- To tylko drink, chcę się odwdzięczyć za podwiezienie. Możesz sam pozałatwiać swoje sprawy.
Kiwnęła głową wyrażając zgodę. Na szczęście dojeżdżali już na miejsce, więc nikt się nie zorientował, że była przerażona. Czego on chciał? Czy mógł jej zaszkodzić?
Może i mógł, ale nie chciał... Chciał ją poznać i porozmawiać. Nie wracał do tamtego wieczoru w klubie, upewnił się tylko, że to ona i że nie chce, by Zbyszek to wiedział. Rozstali się po kilku drinkach z lekkim szumem w głowie i dziwnym uczuciem, że znaleźli bratnią duszę.