na długo przed tym, nim spotkają się ciała.

Wszystkie przedstawione sytuacje są fikcyjne.
Podobieństwo do rzeczywistych zdarzeń i osób jest przypadkowe.
Opowiadanie zawiera sceny erotyczne.

piątek, 28 grudnia 2012

Spotkanie dwunaste

Kolejne dni były koszmarne. Michał zachowywał się wobec niej, tak jak dawniej, dokładnie tak jak tego chciała. Przytulał bez powodu i szeptał, że kocha ją jak wariat, a w tej nowej sukience wygląda tak, że mógłby ją schrupać. Byłaby szczęśliwa, gdyby w okolicy nie kręcił się Zbyszek z ironicznym uśmieszkiem wypełzającym na twarz, kiedy tylko Michał znikał na chwilę. Raz spoliczkowała go, gdy próbował ją pocałować, ale on tylko zaśmiał się i stwierdził, że niedługo sama do niego przyjdzie. Bała się, że sytuacja wymknie się jej spod kontroli. W zasadzie już się wymknęła w momencie, gdy wsiadła do windy ze Zbyszkiem... Nie mogła sobie tego darować i chyba właśnie dlatego zbyt często chodziła smutna i zamykała się samotnie w sypialni by poczytać, zamiast dotrzymać im towarzystwa w wieczornych rozrywkach.

Tamtej pamiętnej soboty była w mieszkaniu sama, a przynajmniej tak się jej wydawało. Podśpiewywała radośnie pod nosem, bo to właśnie tego dnia Zbyszek miał się wyprowadzić. Przygotowywała specjalnie na tą okazję kolację, by uczcić z mężem odzyskanie swobody we własnym mieszkaniu i spędzić miły wieczór bez martwienia się, czy ich gość coś usłyszy albo im nie przeszkodzi. Wzdrygnęła się, gdy ktoś niespodziewanie objął ją z tyłu i oparł brodę na jej ramieniu, by zajrzeć do garnka i stwierdzić:
- Mmm, pięknie pachnie. Dla mnie tak nie gotowałaś.
Prychnęła i zabrała mu widelec, który zamierzał włożyć do garnka, zapewne zamiarem spróbowania jej dzieła.
- To chyba nie powinno cię dziwić - uśmiechnęła się przymilnie - Wróciłeś wcześniej, żeby się wcześniej wyprowadzić? Jaki ty jesteś miły! - złączyła dłonie w udawanym geście radości i zamrugała powiekami z drwiącym uśmieszkiem.
Zacmokał i pokręcił głową z niezadowoleniem.
- Ola, Ola... Mogłabyś być dla mnie milsza. Postaraj się trochę, w końcu, jak widzisz, nie zdradziłem naszego małego sekretu Michałowi - przyciągnął ją do siebie nie zważając na jej protest - Będę za tobą tęsknił - wyszeptał do jej ucha, przygryzając lekko jego płatek. Przestała się szarpać, zaskoczona reakcją własnego ciała, które wyrywało się w jego kierunku, nie słuchając podszeptów rozumu - Może byś mnie kiedyś odwiedziła, co? Mogłabyś wcisnąć Michałowi jakieś kłamstewko, które on zawsze łatwo łyka... Moglibyśmy spędzić miłe chwile we dwoje, przecież wiem, co lubisz - zaśmiał się, a ona zadrżała. Miała wrażenie, że zaraz się przewróci, ale na szczęście tkwiła w jego silnym uścisku - Nie wiem, skąd twoja niechęć do mnie, przecież zawsze było nam dobrze - kontynuował, całując linię jej szczęki, zmierzając w kierunku ust, które czekały na niego lekko rozwarte, jakby zapraszające do złożenia pocałunku - Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tkwisz w tym nudnym związku - dotarł w końcu do ust, a ona zapomniała, że tkwi w jakimkolwiek związku. Liczyło się tylko to, co z nią robił. Niewykluczone, że zrzuciliby w pośpiechu swoje ubrania, by wylądować na kuchennym blacie lub podłodze, gdyby nie przerwało im głośne chrząknięcie. Oderwali się od siebie gwałtownie i równocześnie odwrócili w tamtym kierunku. Michał lustrował ją spojrzeniem, kiwając lekko głową. Miał mocno zaciśnięte szczęki, a dłonie zbite w pięści. 
- Miałeś rację, Zbyszek - wycedził po chwili, patrząc prosto w jej przerażone oczy - to dziwka - myślała, że się przesłyszała, ale gdy on odwrócił się, by opuścić kuchnię, powtórzył, tym razem głośniej i mniej drżącym głosem - Zwykła dziwka. 
Nogi się pod nią ugięły i osunęła się na podłogę. Obraz zamazał się. Ktoś próbował wyrwać jej coś z dłoni i krzyczał coś, ale nie rozumiała co. Ktoś uderzył ją lekko w policzek, więc odruchowo podniosła spojrzenie, trafiając nim na zatroskane zielone oczy i usta mówiące:
- Puść to, Ola! Musisz to puścić, bo się ranisz. 
Spojrzała w dół i zobaczyła coś czerwonego spływającego z dłoni, w której zaciskała z całej siły widelec. Rozluźniła uścisk i pozwoliła, by dźwięk metalu opadającego na ceramiczne płytki rozbił się echem w martwej ciszy, która wypełniła mieszkanie. Zbyszek przyciskał coś do jej dłoni i ciągle ruszał ustami, ale nic z tego nie rozumiała.
Jej Michał nazwał ją dziwką. Jej kochany Michał. Jej najlepszy przyjaciel.
Utonęła w czyimś uścisku, ale to nie był ten uścisk, w którym chciała teraz utonąć. Czyjaś dłoń gładziła lekko jej włosy, ale to nie była ta dłoń. Poczuła, że spada i nie walczyła z tym uczuciem.

Ocknęła się otoczona bielą wśród pikającej aparatury. Przy łóżku stała pielęgniarka z miłym uśmiechem na twarzy. 
- Dobrze, że już jest pani z nami, bo zaczynaliśmy się martwić. Pójdę po lekarza i zaraz do pani wrócę. 
Wyszła, a Ola rozejrzała się z nadzieją po niewielkiej salce, lecz szybko okazało się, że jest sama. 
- Gdzie mój mąż? - zapytała, gdy kobieta z miłym uśmiechem wróciła.
- Mąż? - powtórzyła, jakby nie rozumiejąc o co chodzi - Przywiózł panią przyjaciel, ale nie mógł czekać. Czy mamy kogoś zawiadomić?
Podała dobrze jej znany numer telefonu. Przez jakiś czas łudziła się, że Michał przyjedzie i wszystko się jakoś ułoży. Następnego dnia przestała się łudzić. Gdy po kolejnych dwunastu godzinach stanął przy jej łóżku, spodziewała się już, że usłyszy to, co usłyszała.
- Rozmawiałem z prawnikiem. Chcę rozwodu. Szybko. 
Nie spodziewała się jednak, że zanim wyjdzie doda jeszcze, uśmiechając się lekkim uśmiechem, zupełnie nie pasującym do sytuacji:
- Powinienem podziękować Zbyszkowi za to, że uparł się, by mi pokazać, jaka jesteś naprawdę. Przez chwilę wierzyłem w twoje zapewnienia, byłaś bardzo wiarygodna, gdy grałaś załamaną. Uwierzyłem jak ostatni idiota, że mnie kochasz, a ty przecież nie potrafisz kochać... Świetnie to rozegrałaś, ale gra już się skończyła. 
Wyszedł, zostawiając ją z mętlikiem w głowie. 


Tak, to było wredne z mojej strony. Nie, nie będzie samobójstwa, ani nawet próby ;)

Czy obiecywałam komuś jakiegoś bohatera? Wydaje mi się, że tak, ale za cholerę nie wiem kogo, komu i kiedy, a wena tak jakby znów mnie dopadła i nawet czasu dziś trochę będzie... Help!!! Może wreszcie po długiej przerwie napiszę coś nowego...

piątek, 21 grudnia 2012

Spotkanie jedenaste

Powrót do domu był chyba najtrudniejszym w całym jej życiu. Bała się, strasznie się bała, że Zbyszek ją okłamał i Michał zna prawdę. Drżącymi rękoma otworzyła drzwi i poczuła lekką ulgę, gdy usłyszała znajomy dźwięk wydobywający się z włączonego telewizora. A więc jeszcze jest nadzieja. Postawiła torbę i ruszyła za dźwiękiem. Stanęła w drzwiach pokoju i obrzuciła szybkim spojrzeniem bałagan, jaki tam panował. Michał nie słyszał, że ona tam jest, albo udawał, że nie słyszy.
- Wróciłam - powiedziała, by rozwiać wątpliwości.
- Wiem - rzucił, nawet nie patrząc w jej stronę.
- Mógłbyś chociaż udawać, że się cieszysz.
Posłał jej sztuczny uśmiech.
- Oczywiście, że się cieszę. Jak ci się udał wyjazd Kochanie? Gdziekolwiek byłaś, bo nie raczyłaś powiedzieć, dokąd się wybierasz. - ostatnie zdanie wypowiedział tak zimnym tonem, że aż przeszedł ją dreszcz.
- Chcesz, żebym się wyprowadziła?
- Rób co chcesz.
Wrócił do oglądania jakiegoś programu. Stanęła między nim a telewizorem, zmuszając go do ponownego spojrzenia na nią. Zrobił to z wyraźną niechęcią.
- Jest ci zupełnie obojętne co wybiorę? Gdzie się podział mój przyjaciel, z którym mogłam godzinami rozmawiać? Który zawsze miał dla mnie czas i zawsze chciał mi pomóc? Powiedz mi, gdzie on jest, bo z tobą nie wytrzymam ani dnia dłużej!
Znów poczuła łzy. Nienawidziła płakać, a ostatnio zdarzało się jej to zdecydowanie zbyt często. Nie mogła znieść tej sytuacji, nie mogła znieść jego zimnego spojrzenia i głosu pozbawionego emocji. Chyba trafiła w czuły punkt, bo spuścił głowę i powiedział znacznie ciszej:
- On chyba zrobił sobie wolne.
- Mam nadzieję, że zdąży wrócić zanim rozpieprzysz nas całkowicie.
Nie doczekała się reakcji, więc wyszła. Nie była zadowolona, ale to i tak była ich najdłuższa rozmowa od kilku tygodni, zwykle Michał wychodził trzaskając drzwiami, gdy tylko próbowała coś powiedzieć. Rozpakowała się szybko i wrzuciła wszystkie rzeczy do pralki, by ukryć ewentualne dowody zbrodni. Nalała wodę o wanny i zanurzyła się, rozkoszując kojącym nerwy ciepłem i delikatną pianą. Zdziwiła się, gdy usłyszała pukanie i gdy drzwi się uchyliły mimo braku zaproszenia. Stanął przed nią z miną winowajcy i wzrokiem zranionej sarny wbitym w podłogę.
- Przepraszam - usłyszała - Masz rację, nie zasługujesz na takie traktowanie. Wybacz mi, proszę.
Nie odpowiedziała, tylko przesunęła się robiąc mu miejsce za swoimi plecami. Usłyszała plusk wody i po chwili poczuła ramiona oplatające ją i ciągnące do tyłu.
- Wyjdziemy z tego, obiecuję - powiedział całując jej włosy. Chciała coś odpowiedzieć, ale nie mogła, bo krtań ścisnęły jej wyrzuty sumienia. Jak mogła być tak głupia? Teraz, kiedy Michał wreszcie wykazał chęci, by coś zmienić, ona mogła to zaprzepaścić. Nie pozostało jej nic innego niż zaufać Zbyszkowi, choć to samo w sobie nie brzmiało dobrze. Trudno, nie ma innego wyjścia, musi kłamać i liczyć na to, że jej kłamstwa nigdy nie wyjdą na jaw. Pozwoliła mu całować swą szyję, jakby był jedynym w ciągu ostatniej doby, a w zasadzie kilku miesięcy, który to robił. Pozwoliła mu na wiele innych rzeczy. Zasnęli spleceni w szczelnym uścisku spełnieni, zadowoleni i szczęśliwi.

Ranek powitał ich słońcem zaglądającym wesoło przez okno. Obudzili się późno i postanowili wykorzystać ten dzień na odrobienie straconego czasu. Przygotowywali wspólnie śniadanie - on w bokserkach, ona w jego koszulce zarzuconej na nagie ciało. Zdziwili się oboje, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Michał poszedł zobaczyć, co to za gość i po chwili wrócił, skubiąc nerwowo zarost oznajmił zmęczonym głosem::
- Kochanie, przepraszam, zupełnie o tym zapomniałem...
Podniosła na niego zdziwione spojrzenie i ruchem głowy pokazała, by mówił dalej.
- Kilka dni temu Zbyszek zapytał, czy mógłby u nas pomieszkać, póki nie znajdzie sobie czegoś odpowiedniego, a ja... no wiesz, my w zasadzie nie rozmawialiśmy i ja...
Zbladła i odstawiła kubek.
- Zgodziłeś się.
- Tak, zgodziłem się. Nie mówiłem o niczym, bo... wiesz, jak było i chyba... chyba chciałem zrobić tobie na złość.
Kiwnęła głową widząc ewidentną skruchę.
- Kiedy przyjedzie?
- Już przyjechał - odpowiedział jej wesoły głos zza drzwi.
Wszedł do kuchni nieproszony. Uśmiechnął się widząc ich miny i podniósł brwi, gdy obrzucił wzrokiem jej nogi.
- Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłem, gołąbeczki.
Prychnęła i obciągnęła koszulkę, by zakryć uda. Jedynym efektem, jaki osiągnęła, było jego rozbawione spojrzenie i lekkie pokręcenie głową.
- Nie przeszkadzasz, ale musisz uważać, gdzie i kiedy wchodzisz - odpowiedział Michał.
Zbyszek obrzucił ich zdziwionym spojrzeniem.
- Problemy zażegnane?
- Dawno nie było lepiej.
Michał odszedł, by przygotować kawę dla przyjaciela, a Zbyszek posłał jej niemego całusa. Miała nadzieję, że tylko ona usłyszała, jak wyrwało się z jego ust ciche:
- To nie potrwa długo. 
I już miała pewność, że będzie źle.


Udało mi się wreszcie to ogarnąć. Spotkań będzie piętnaście. Zobaczymy, czy się Wam spodobają :)
Mam coraz większe zaległości w czytaniu, odpowiadaniu na Wasze komentarze i wiadomości. Przepraszam i obiecuję, że nadrobię wszystko, jak tylko dorwę się na dłużej do komputera, czyli pewnie w przyszłym tygodniu.
Wesołych :)

piątek, 14 grudnia 2012

Spotkanie dziesiąte

Obudziła się i natychmiast tego pożałowała. Głowa pulsowała bólem sprawiając, że nawet otwarcie oczu wydawało się jej zadaniem przekraczającym obecne możliwości. W myślach wyzywała Kaśkę, że pozwoliła jej doprowadzić się do takiego stanu. Miała problemy, oczywiście, że je miała, ale nigdy nie zapijała ich do tego stopnia, by tak się czuć. Usłyszała, że ktoś poruszył się obok w pościeli i uśmiechnęła się lekko na myśl, że Michał jeszcze nie wyszedł z mieszkania. Może tym razem będzie inaczej, może uda im się porozmawiać spokojnie. 
- Jak się czujesz, Kochanie? - usłyszała i zamarła. To nie był głos Michała. Znalazła siłę, by odwrócić się i otworzyć oczy.
- Nie, to niemożliwe - wychrypiała płaczliwie. Miała nadzieję, że to był tylko sen, że ból głowy w rzeczywistości spowodowany jest spotkaniem z przyjaciółką, a nie z nim. Odpowiedział jej śmiech.
- Jak to niemożliwe? Nie mów, że niczego nie pamiętasz, nie byłaś przecież aż tak pijana. Szkoda by było zapomnieć taką noc.
Pamiętała. Niestety pamiętała wszystko. Dużo łatwiej byłoby, gdyby nie pamiętała, mogłaby wówczas zrzucić winę na niego, wmawiać sobie, że do niczego nie doszło, albo, że tego nie chciała, ale on ją zmusił, a tak miała pełną świadomość, że chciała tego równie mocno, a może nawet mocniej niż on. W zasadzie zdarła z niego ubranie, jak tylko przekroczyli próg jej hotelowego pokoju. Westchnęła i wymruczała bardziej do siebie niż do niego:
- To nie powinno się zdarzyć. To nie może się nigdy więcej powtórzyć.
Znów odpowiedział jej śmiech.
- Co cię tak bawi - warknęła nie patrząc nawet w jego kierunku.
- Twoje wyrzuty sumienia.
Zdenerwowała się.
- Zbyszek, jestem mężatką, a mój mąż to, jakby na to nie patrzeć, twój przyjaciel. Nie widzę w tym nic śmiesznego.
- Twój mąż a mój przyjaciel jest idiotą i nie mów, że tak nie uważasz, bo sama to wczoraj powiedziałaś. Zachowuje się jak duże dziecko, które dopiero teraz zrozumiało, że małżeństwo to nie zabawa i że żeniąc się powinien zrezygnować z pewnych... przyjemności. Dlaczego chcesz tkwić w tym związku, skoro jemu na tym nie zależy?
Udała, że nie zabolało ją to, co powiedział. Nie sądziła, że Michałowi chodziło właśnie o to, nie sądziła, że żałował ślubu. Ona nie żałowała. Otrząsnęła się i odpowiedziała:
- Taaak, bo ty jesteś tak cholernie dojrzały, że możesz oceniać innych. Oboje wykazaliśmy się wczoraj dojrzałością.
Spróbował ją objąć, ale wyślizgnęła się.
- Skarbie, nie dramatyzuj. Przecież nic takiego się nie stało. To nie był nasz pierwszy raz, a o poprzednich Michał przecież wiedział.
Prychnęła.
- Mieliśmy do tego nie wracać. To było dawno, wiesz?
- Wiem. Obiecałem ci wczoraj, że ode mnie Michał się nie dowie, a co ty z tym zrobisz to twoja sprawa. Póki nie zdecydujesz się odejść, albo on cię nie zostawi, mogę pomóc ci zaspokajać te potrzeby, których on nie dostrzega.
Czuła wściekłość, gdy to mówił, a wściekłość ta tylko się zwiększyła, gdy na koniec uśmiechnął się szeroko.
- Wynoś się! Wynoś się z mojego życia!
- Nie - odpowiedział spokojnie patrząc na jej piersi, które odkryła przypadkiem wykonując gwałtowny ruch, by wskazać mu drzwi.
Spróbowała go spoliczkować, lecz chwycił mocno jej rękę uniemożliwiając dalszy ruch.
- Nie zamierzam się wynosić, przeciwnie zamierzam być blisko - mówiąc to niebezpiecznie zbliżył się do jej ust. Poderwała się z łóżka i owinęła nagie ciało kołdrą starając się nie patrzeć w jego stronę. Zbierało się jej na płacz, a nie chciała płakać przy nim.
- Nie poddam się tak łatwo - usłyszała zanim zamknęła za sobą drzwi łazienki. Usiadła na podłodze i zaczęła cicho szlochać. Usłyszała kroki za drzwiami i po chwili powiedział gdzieś bardzo blisko:
- Ja nigdy się nie poddaję.
- W czym się nie poddasz? Czego chcesz?
Nie odpowiedział, a trzaśnięcie drzwi oznajmiło, że opuścił pokój. Wtedy rozpłakała się na dobre. Płakała nad swoją głupotą. Przyjechała tu, by ratować małżeństwo, a tym wybrykiem mogła je zniszczyć całkowicie, o ile w ogóle było co ratować. Ona była spragniona czułości i on wciąż działał na nią w jakiś dziwny sposób, ale o co chodziło Zbyszkowi?


Utknęłam. Nie mam pomysłu na styczniowe spotkania. Na nic nie mam pomysłu...

piątek, 7 grudnia 2012

Spotkanie dziewiąte

Stała przy barze klubu, w którym kiedyś pracowała. Nie, nie była w pracy, przyjechała odwiedzić Piotra, dawnego kolegę. Tylko Piotr mógł jej teraz pomóc. Chłopak był w tym dobry. Mimo, że nie udało mu się skończyć studiów był lepszy od tego oślinionego psychologa, do którego trafiła przypadkiem w akcie desperacji. Czuła, że życie wymyka się jej z rąk. Nie lubiła się tak czuć, o nie. Lubiła mieć wszystko pod kontrolą, albo chociaż ufać komuś tak, by kontrola nie była potrzebna. Teraz nie miała ani jednego ani drugiego. Szczęście uleciało gdzieś w dal podczas kolejnej awantury. Przestali się rozumieć, przestali w ogóle rozmawiać, nawet w łóżku się im ostatnio nie układało. W zasadzie kiedy miało się im układać, jeśli on wychodził z mieszkania o świcie, a ona wracała w środku nocy po kolejnej nic nie wnoszącej włóczędze po klubach z Kaśką... Piotr patrzył na nią spod tych swoich długich rzęs mieszając składniki drinka, którego po chwili postawił przed nią mówiąc:
- Na koszt firmy dla dawnej kelnerki miesiąca - uśmiechnął się - Kochana, życie nie jest od tego, by się smucić. Jeśli czujesz, że go kochasz i jest co naprawiać, to zmykaj stąd w podskokach i to rób. Jeśli czujesz, że to się wypaliło, nie męcz się i odejdź. Nie żyjemy w średniowieczu, to normalne, że ludzie czasem się rozwodzą. Smutne, ale normalne. 
- A jeśli nie wiem, czy jest co naprawiać, ale nie chcę stracić szansy, jeśli jest?
Wzruszył ramionami.
- To przeczekaj.
Zaśmiała się ironicznie.
- Piotr, czy ty mnie słuchasz? On mnie nawet nie zauważa. Mogłabym stanąć przed nim w skórzanej bieliźnie, a Michał stwierdziłby, że mamy ładną pogodę. 
- W tym problem! - Piotr zaśmiał się i wskazał na nią palcem oskarżycielskim ruchem - Tu cię boli! Seksu ci brakuje.
Zawstydziła się i bąknęła niewyraźnie w stół.
- To też. Zrozum - podniosła wzrok na kolegę - nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Nigdy facet nie traktował mnie jak powietrze. 
- Weź kochanka, to poprawi ci samoocenę, a na dodatek rozwiąże kwestię twojego, zapomnianego przez męża, libido - Piotrek rzucił wesoło wrzucając lód do kolejnej szklanki.
Obrzuciła go gniewnym spojrzeniem.
- Mam zdradzić męża, żeby rozwiązać małżeńskie problemy? Czy ciebie już całkiem popierdoliło? 
- Facet by tak zrobił. 
Machnęła ręką i wstała nie zaszczycając kolegi spojrzeniem. Szła przez salę ze wzrokiem utkwionym w podłodze. Liczyła na radę Piotra, ale zawiodła się. Krzyknęła lekko, gdy w ciemnej uliczce przed klubem wyłoniła się z mroku wysoka postać. Postać zaśmiała się. Wszędzie rozpoznałaby ten śmiech.
- Co tu robisz, Zbyszek?
- Czekam na ciebie.
Wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę hotelu. Poszedł za nią.
- Problemy w raju?
- Nie twoja sprawa.
- Moja, skoro słucham o nich codziennie.
Zatrzymała się gwałtownie wbijając mu palec wskazujący w tors.
- Ty słuchasz o nich codziennie? TY? Ja od tygodni nie mogę się doprosić o krótką rozmowę.
Obrzucił szybkim spojrzeniem jej drżącą brodę i wilgotne oczy. Objął ją ramieniem mówiąc:
- Chodź, napijemy się.
I, owszem, napili się. Nawet nieźle się przy tym bawili śmiejąc się ostatecznie z problemu, który ich tam sprowadził. Rozbawiony Zbyszek stwierdził w końcu, ze odprowadzi ją do pokoju, bo w tym stanie sama może nie trafić. Ciągle się śmiejąc weszli do windy, leczy, gdy tylko drzwi się zamknęły, śmiech ustał. Patrzyli na siebie wyczekująco. Pokonał dzielącą ich odległość jednym krokiem i przyparł ją mocno do ściany powodując, że coś boleśnie wbiło się w jej plecy. Poczuła silny uścisk na pośladkach i już po chwili oplatała go nogami całując z ochotą, jakiej nie czuła od miesięcy.
- Nie możemy - wyszeptała
- Możemy - uśmiechnął się pokazując rządek białych zębów - zawsze to lubiłaś. To cię uspokaja, sama tak mówiłaś, a ja lubię, jak jesteś spokojna - wrócił do całowania jej szyi sprawiając, że jęknęła głośno.
- A Michał?
- Michał nie musi o niczym wiedzieć.



No.
To też nie jest koniec. Będzie jeszcze kilka.  
Przepraszam ;)

piątek, 30 listopada 2012

Spotkanie ósme

Była szczęśliwa. Goście kolejny raz krzyczeli namawiając ich do pocałunku a ona kolejny raz całowała go wywołując oklaski i gwizdy. Kątem oka obserwowała kompletnie nieobecnego Zbyszka. Musi z nim porozmawiać, nie można odkładać tego na później. Szepnęła coś mężowi i ruszyła w kierunku ogrodu ciągnąc za sobą jego przyjaciela.
- Zbyszek, to ślub a nie pogrzeb.
Zaśmiał się głucho i nadal milczał. Westchnęła.
- Wiem, że trudno ci to pojąć. Nie planowałam tego. Michał był moim przyjacielem i jako przyjaciel chciał mi pomóc, gdy zdecydowałam się odejść od Adama. Pozwolił mi zamieszkać u siebie. Gdybym wiedziała, że... nigdy nie poszłabym do ciebie. Nie chcę, żeby to was poróżniło. Michał wiedział co zamierzałam, chciał odwieść mnie od tego pomysłu, ale nie był w stanie.
- Musiałaś się zemścić...
- Nie, to nie była zemsta - gwałtownie pokręciła głową - Owszem, bolało mnie to, co zrobiłeś, bolało, że mnie nie poznałeś, ale nie chciałam się mścić. Już nie. Chciałam tylko zapomnieć o Adamie, uciszyć wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że ci się podobam i pomyślałam, że skoro sam traktujesz kobiety przedmiotowo, to zrozumiesz moje zachowanie i nie będziesz miał mi tego za złe. Można powiedzieć, że chciałam cię wykorzystać. Seks mnie uspokaja.
Znów się zaśmiał bez radości.
- A ja prawie się w tobie zakochałem.
- Wiem. Słyszałam co mówiłeś w nocy. Dlatego uciekłam. Nie chciałam cię ranić.
Zapadła cisza.
- Nie mogę uwierzyć, że cię nie poznałem. Teraz widzę, że nie zmieniłaś się aż tak bardzo. Poruszasz się w ten sam sposób, nawet w łóżku byłaś taka jak kiedyś.
- Nie wracajmy do tego, proszę.
Kiwnął głową.
- Niczego nie skojarzyłem, gdy Michał opowiadał, że zakochał się w Oli. Proponował, żebyśmy się spotkali, zapraszał mnie do was, ale nie miałem ochoty, a on nie nalegał. Denerwowałem się, że prześladuje mnie to imię. Byłem rozgoryczony, że nie potrafiłem cię zatrzymać i nie chciałem oglądać szczęśliwego przyjaciela z narzeczoną. To był błąd, bo kiedy zobaczyłem cię dziś przed kościołem... Sam nie wiem, co wtedy myślałem. Byłem wściekły na ciebie. I na niego, że dał ci się omotać... Kiedy wy się właściwie poznaliście?
- Po twoim odejściu zastępowałam koleżankę w klubie i usłyszałam przypadkiem jak chwalisz się ... tym, co zaszło. Michał mnie zobaczył, ale uciekłam.  Rozmawialiśmy dopiero w Krakowie, pamiętasz, wtedy, jak zepsuł się twój samochód. Poznał mnie. Od tego czasu rozmawialiśmy niemal codziennie. Odwiedzaliśmy się przy każdej okazji, pojechaliśmy nawet na wspólne wakacje. Długo łączyła nas wyłącznie przyjacielska relacja. Dobrze się rozumieliśmy.
- On cię już wtedy kochał. Opowiadał mi o tych wakacjach, ale nie wiedziałem, że mówi o tobie... - przerwał i westchnął ciężko - Czy ty naprawdę go kochasz?
- Tak. Możesz być spokojny, to nie jest gra. Zmieniłam się. Zbyszek, proszę zapomnijmy o tym, co między nami było. Spróbujmy być przyjaciółmi albo chociaż znajomymi. Nie chcę żeby była między nami złość. Nie chcę też, żeby twoja przyjaźń z Michałem ucierpiała.
- Muszę ci jeszcze coś wyjaśnić. To nie był tylko zakład. Nie zakładam się o dziewczyny, to był jedyny raz, ale nie o zakład chodziło. Chciałem cię poznać, spodobałaś mi się. Uciekłem, bo wystraszyłem się tego, co poczułem, gdy patrzyłem jak śpisz. To, co mówiłem chłopakom to były bzdury, nawet Michał nie znał prawdy. Nie potrafiłem się przyznać, że chyba się w tobie zakochałem. To był błąd, gdybym powiedział chociaż jemu wszystko mogłoby potoczyć się inaczej... Szukałem cię kilka dni później, ale nie pracowałaś już w klubie. Czekałem pod twoim mieszkaniem, aż w końcu właścicielka powiedziała, że się wyprowadziłaś. Nie znałem twojego numeru telefonu, nic o tobie nie wiedziałem. Odpuściłem, bo co innego miałem zrobić? Żałosne, że zakochałem się w tobie dwa razy, nie wiedząc, że to ty. Szkoda, że nie powiedziałem ci tego wówczas. Powinienem być z tobą szczery od początku, teraz to już niczego nie zmienia, chciałem tylko, żebyś wiedziała, że nie jestem taki, za jakiego mnie miałaś. Zostańmy przyjaciółmi. Cieszę się, że znalazłaś miłość. Nie zrań tylko mojego przyjaciela - pogroził palcem uśmiechając się.
Przytulił ją całując w policzek.
- Życzę wam szczęścia. Chcę teraz porozmawiać z Michałem, muszę go przeprosić za tą szopkę w kościele.
Uśmiechała się patrząc jak odchodzi. Nic już nie stało jej na drodze do spełnienia marzeń.


To miał być koniec, ale ustaliłyśmy z Little Witch, że "coś" nie pasuje, więc za tydzień będzie spotkanie dziewiąte.  
Proszę nie wyciągać żadnych wniosków z dzisiejszych rozdziałów. Głupi przypadek sprawił, że pan Z. jest dziś tak znośny. Moje zdanie na jego temat się nie zmieniło, nadal jest mi całkowicie obojętny i nadal uważam, że bardziej pasuje do roli niegrzecznego chłopca ;) 

piątek, 23 listopada 2012

Spotkanie siódme

Uśmiechała się promiennie do mijających ją ostatnich gości i do swojego wybranka. Chciała krzyczeć ze szczęścia, radość rozpierała ją od środka. Stała przed kościołem nie wierząc, że za chwilę przyrzeknie miłość aż do końca mężczyźnie, którego bezgranicznie kochała. On ją ocalił. Wyrwał z przygnębienia, w które wpadła zanim dotarła do jego mieszkania. Pomógł jej uwierzyć w siebie i dostrzec w sobie dobro, choć nie popierał żadnej z rzeczy, które zrobiła. Szczególnie tych, które zrobiła krótko przed przyjazdem do niego. Wściekał się o to, krzyczał na nią, groził, ale gdy zapłakana stanęła w jego drzwiach westchnął i przytulił mówiąc tylko:
- Mówiłem, że to nie jest dobry pomysł.
Może już wtedy ją kochał? Może i ona go już kochała lecz pomyliła to uczucie z przyjaźnią? Zmieniła się dzięki niemu. Wróciła dawna Ola z nieśmiałym uśmiechem na twarzy i anielsko-delikatnymi naturalnymi blond loczkami. Ola wrażliwa na cudze cierpienie i zawsze chętna do niesienia pomocy. Ola, która sama zarabiała na swoje utrzymanie, choć pracę w charakterze rzecznika prasowego klubu pomógł jej zdobyć on. Tłumaczył później, że tylko szepnął słówko o jej zdolnościach prezesowi a doświadczenie, jakie zdobyła jeszcze w Rzeszowie dopełniło zadania. Nowa Ola zaufała mu bardziej, niż potrafiła zaufać przyjacielowi poprzednia jej wersja. Dostrzegła, że on jeden zawsze był przy niej, bezinteresownie pomagał i naprawdę interesował się nią. Od początku. Choć nie zawsze się zgadzali i czasem wybuchały między nimi gwałtowne kłótnie, zawsze ostatecznie dochodzili do porozumienia. Trochę czasu minęło nim odkryli co ich łączy, w końcu jednak zrozumieli, że to, o czym marzyli od dawna mają na wyciągnięcie ręki. Prawdziwą miłość.

Z rozmyślań wyrwał ją szept Kasi, że za chwilę mogą wejść. Do ołtarza miał poprowadzić ją narzeczony. Tak, poprosiła Kasię, by została jej świadkiem. Drugim świadkiem był wpatrujący się w nią zimnym spojrzeniem przyjaciel jej przyszłego męża. Bała się jego reakcji. Żałowała, że nie miała okazji porozmawiać z nim wcześniej i wyjaśnić kilku spraw, jednak było już na to za późno. Wygładziła niewidoczną faldę na swej pięknej kremowej sukni i wsunęła dłoń pod ramię wybranka. Ruszyli razem w stronę ołtarza wśród pachnących odurzająco białych lilii i czerwonych róż wzbudzając zachwyt mijanych osób. Zapomniała o wcześniejszym lęku ciesząc się chwilą. Jej wymarzony ślub... Jak z bajki...On zdał się całkowicie na gust i pomysły narzeczonej, wiedząc ile to dla niej znaczy. Nie miała wygórowanych życzeń. Stary, niewielki, stojący na uboczu kościół pełen kwiatów i najbliższych przyjaciół - to wszystko o czym marzyła.

Msza rozpoczęła się. Ksiądz spokojnie wypowiadał kolejne kwestie, aż nagle wydarzyło się to, czego tak bardzo się obawiała.
- Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? - zapytał ksiądz
- Nie mogę na to pozwolić! - po kościele przebiegł szmer, kiedy świadek wypowiedział te słowa - Nie wiem co tym razem kombinujesz, ale wiem, że go nie kochasz. Nie pozwolę się tobie bawić kosztem mojego przyjaciela.
- A może się mylisz i właśnie niszczysz przyjacielowi ślub? - wyraźnie zdenerwowała się panna młoda.
- Nie rozumiem dlaczego się tu zjawiłaś. Dlaczego nie uciekłaś bez słowa jak od Adama? Uważasz, że będzie bardziej widowiskowo, jeśli zostawisz go przed ołtarzem? Chcesz go publicznie upokorzyć? A może chciałaś pokazać się w białej kiecce?
- Zbyszek uspokój się. Nic nie rozumiesz - wtrącił się Michał.
- Ja nie rozumiem? Czy ty ją znasz? Wiesz co z niej za ziółko?
- Chyba musimy porozmawiać - pan młody chwycił swojego świadka za łokieć i ruszył w stronę wyjścia.
- Jak w taniej komedii romantycznej - szepnęła do zdumionej Kaśki i pobiegła za nimi rozrywając ciszę stukotem obcasów.
Z daleka słyszała ich krzyki. Całe szczęście, że na ślub wybrała dość odludne miejsce i utrzymali to w tajemnicy przed mediami. Gdy zdyszana dobiegła do nich Zbyszek sapnął ironicznie
- No proszę, panna młoda pilnuje swojej inwestycji. Tym właśnie jesteś dla niej Michał, inwestycją. Zabawną inwestycją. Ona nie wierzy w miłość. Kiedyś się jej znudzisz i oskubie cię do ostatniego grosza. Tak, jak próbowała z Adamem, ale wtedy sumienie ją powstrzymało. Tym razem najwyraźniej chęć posiadania zwyciężyła. Słyszałeś o Adamie?
- Tak. Wiem też, że później poszła do ciebie. - odpowiedział spokojnie Michał.
- I co? Nie rusza to ciebie? - zaśmiał się - Ciebie? Chodzące poczucie przyzwoitości? Co ona z tobą zrobiła?
- Kocham ją.
- I myślisz, że to coś zmieni? Ona ciebie nie kocha. To zwykła dziwka. Jak myślisz skąd wiem, że pali po każdym orgazmie? Że krzyczy? Że śpi tylko na prawym boku? To dziwka, Michał.
- Nie mów tak o niej - Michał zbliżył się do przyjaciela z wściekłością wymalowaną na twarzy,  jednak wywołał tylko cyniczny śmiech i stwierdzenie:
- Kiedyś sam się przekonasz, że mam rację.
Widziała, że Michał jest na granicy wytrzymałości, a nie chciała dopuścić do bójki między przyjaciółmi. Przepchnęła się do przodu i mocno uderzyła Zbyszka dłonią w policzek.
- To ty zrobiłeś ze mnie dziwkę. Już nią nie jestem - sykneła udając wściekłość. W głębi duszy przyznawała mu rację. Nie wiedział wszystkiego, a to, co wiedział dawało mu podstawy, by poważnie martwić się o przyjaciela.
- Ja? Niby kiedy? Sama do mnie przyszłaś. - patrzył z drwiącym uśmiechem
- Klub, kelnerka, zakład kilka lat temu... Pamiętasz?
Uśmiech zamarł na jego ustach. Przerzucał wzrok z Oli na gładzącego ją uspokajająco po plecach Michała.
- To jakiś żart, prawda?
- Nie. To ja. Myślałam, że teraz mnie poznasz, ale najwyraźniej zdążyłeś już zapomnieć. Nie pozwolę żebyś kolejny raz zniszczył mi życie. Sam mówiłeś, że ktoś nauczy mnie miłości. Kocham Michała, Michał kocha mnie, więc pozwól, że wrócimy na nasz ślub. Z tobą lub bez ciebie. Porozmawiać możemy później.
Odeszła w stronę kościoła.
- Nie znasz jej, Zbyszek. Nic o niej nie wiesz. Odpuść. A dla twojej wiedzy, Ola już nie pali. Rzuciła na moją prośbę.
Michał klepnął lekko przyjaciela w ramię i poszedł za narzeczoną. Usłyszał za sobą kroki i zastanawiał się czego się po nim teraz spodziewać...


Najlepszego Sil!

piątek, 16 listopada 2012

Spotkanie szóste

Obudziła się czując jego ramię pod swoją głową. Uśmiechnęła się na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Magiczny. Zdecydowanie można określić go w ten sposób. Zabrał ją do małej restauracji, gdzie zjedli kolację przy świetle świec. W nocy spacerowali godzinami po zasypiającym już mieście, by w końcu wrócić i ponownie oddać się rozkoszy. Tym razem jednak nie było między nimi złości, jej miejsce zajęła niemożliwa do opanowania namiętność. Nie spodziewała się, że tak dobrze będzie im się rozmawiało. Pokazał jej swą drugą twarz, podobną do tej, którą zapamiętała z ich pierwszego spotkania, lecz zupełnie różną od tego, co usłyszała z jego ust później. Twarz wrażliwą, skromną i uroczo chłopięcą. Opowiadał o swoim dzieciństwie, o pierwszej dziecięcej miłości... Był zupełnie inny niż w jej wyobraźni, inny też od obrazu, który próbowała stworzyć we wspomnieniach. Patrząc gdzieś w dal zwierzył się jej, że chciałby się kiedyś zakochać. Mieć żonę, dzieci, domek z ogródkiem gdzieś pod miastem. I psa, oczywiście. Spojrzał na nią zdziwiony, gdy powiedziała pewnym głosem, że miłość nie istnieje. Zaśmiał się, otoczył ją ramieniem i stwierdził, że kiedyś ktoś przekona ją, że jest inaczej. "Bo miłość istnieje" powiedział patrząc głęboko w jej oczy. Odepchnęła to wspomnienie. "To tylko kolejna maska" upomniała samą siebie "jemu nie można ufać". Drgnęła lekko, lecz to wystarczyło, by się obudził. Uśmiechnął się szeroko widząc ją obok i mocniej objął swoim ramieniem.
- Dobrze spałaś, Skarbie?
Przewróciła oczami. "Ile kobiet o to pytałeś, Zbyszku?" pomyślała, lecz odpowiedziała:
- Oczywiście. Mogłabym tak już zawsze.
Uśmiechnął się, jednak uśmiech zamarł mu na wargach, gdy spojrzał na zegarek.
- Cholera, muszę lecieć na trening.
Wstał i w pośpiechu zaczął ubierać spodnie. Obserwowała z fascynacją jak biega po domu szykując się do wyjścia, kompletując jednocześnie niezbędne rzeczy i cały czas do niej mówiąc. Tłumaczył, że nie chce iść, ale musi, bo niedawno podpadł trenerowi, a na domiar złego czeka ich wkrótce spotkanie z poważnym przeciwnikiem. Po kilku minutach wszedł do sypialni ze spakowaną torbą, przysiadł na łóżku obok niej i szepnął gładząc lekko jej włosy:
- Nie odchodź proszę. Przy drzwiach wisi drugi komplet kluczy jeśli chciałabyś gdzieś wyjść, ale proszę bądź tu kiedy wrócę. Naprawdę zależy mi na tym.
Coś w jego spojrzeniu, a może w tonie jakim wypowiadał te słowa sprawiło, że kiwnęła głową. W podziękowaniu dostała całusa w czoło i tyle go widziała.

Wstała i zarzuciła jego bluzę na nagie ciało. Obeszła mieszkanie nie znajdując w nim nic ciekawego. Żadnych zdjęć, żadnych osobistych pamiątek. Trochę mebli, parę książek i płyt, nowoczesny sprzęt, ale nic, co mogłoby powiedzieć cokolwiek o osobie, która tu mieszka. Z nudów wzięła do ręki pierwszą z brzegu książkę i otwierając ją na chybił trafił natrafiła na złożoną kartkę. Były to stare notatki Michała dotyczące strategii na jakiś mecz. "Wszędzie Michał" uśmiechnęła się lekko na wspomnienie ich ostatniej rozmowy, a w zasadzie awantury telefonicznej. Chciał rzucić wszystko i przyjechać, by zmusić ją do rezygnacji z planu, który mu przedstawiła. Nie dał rady, bo właśnie zaczynała go realizować. Gdziekolwiek się nie pojawiła natrafiała na ślad przyjaciela. Chyba już całkiem zawładnął jej życiem.

Nagle zadzwonił jej telefon. Z przerażeniem zobaczyła, że dzwoni Adam. Odebrała, czuła, że jest mu to winna.
- Słucham - rozpoczęła drżącym głosem.
- Chciałem tylko powiedzieć, że wysłałem twoje rzeczy tam, gdzie prosiłaś.
- Dziękuję.
Zapadła cisza.
- Adam?
- Tak?
- Przepraszam. Wiem, że to niczego nie zmieni, ale czuję się fatalnie z tym, co ci zrobiłam.
Zaśmiał się pustym śmiechem.
- A ja powinienem chyba podziękować za ten ludzki odruch, jakim była ucieczka. Równie dobrze mogłaś wyjść za mnie i żądać połowy majątku.
- Nie jestem taka... Nie jestem aż tak zła. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz...
Westchnął głośno i po chwili odpowiedział:
- Ostatecznie spędziliśmy razem miłe chwile. Sprawiłaś, że znów poczułem się młody i atrakcyjny... Wiesz, zadzwoń do mnie jeśli będziesz w Rzeszowie. Chciałbym cię jeszcze kiedyś zobaczyć.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo sygnał w słuchawce oznajmił, że Adam uznał rozmowę za zakończoną. Otarła łzy z policzków. Nie mogła się uspokoić. Tak jak kiedyś zakopała się pod kołdrą i szlochała w poduszkę.

Snuła się po mieszkaniu czekając na powrót Zbyszka. Czerwone od płaczu oczy próbowała zamaskować makijażem, lecz nie miała wątpliwości, że on domyśli się co się stało. W końcu doczekała się. Usłyszała dźwięk obracanego w drzwiach klucza i już po chwili zobaczyła go przed sobą. Miał poważną minę i dziwny smutek w oczach. Przygarnął ją ramieniem.
- Cieszę się, że tu jesteś - powiedział w jej włosy - Płakałaś? - dodał, gdy przyjrzał się jej uważniej.
- Adam dzwonił - odpowiedziała, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
Westchnął i odsunął się.
- Musimy porozmawiać. Adam wycofał się ze sponsorowania klubu. Prezes i trener są wściekli. O co tu chodzi do cholery? Możesz mi to wytłumaczyć?
- Niczego nie muszę ci tłumaczyć - odpowiedziała zimnym tonem, choć znów poczuła łzy pod powiekami. Ruszyła w stronę sypialni, by się ubrać i wyjść, lecz chwycił ją za rękę.
- Przepraszam. Masz rację, nie powinno mnie to interesować, to sprawa między tobą a nim. Chodź, napijemy się kawy. Kupiłem kokosową. Mam nadzieję, że to ta, o której mówiłaś.
To ją złamało. Kawa. Pozornie nieistotny drobiazg. Powiedziała mu wczoraj, że najbardziej lubi kokosową, a on ją dziś kupił. Specjalnie dla niej pojechał na drugi koniec miasta, bo tylko jeden sklep miał ją w ofercie. Przywarła do niego mocno i dławiąc się łzami opowiedziała całą swoją żenującą historię z Adamem od momentu, gdy poznała go przypadkiem w kawiarni kilka dni po przyjeździe do Rzeszowa, do chwili, gdy wyszła z jedną torbą z mieszkania, które dla niej wynajął. Nie ukryła niczego, opisała dokładnie swoje wyrachowanie. Ominęła tylko informację, że stała się taka przez to, co ją spotkało. Przede wszystkim przez to, co on sam zrobił. Zbyszek milczał. Nie komentował niczego, co słyszał. Nie oceniał. Tulił ją i głaskał uspokajająco po plecach. Gdy skończyła słowami "taką właśnie suką jestem" podniósł delikatnie jej podbródek zmuszając, by spojrzała w jego oczy i powiedział spokojnie:
- Nie jesteś. To nie było miłe, ale Adam to duży chłopiec. Poradzi sobie, zresztą mógł się spodziewać, że taka dziewczyna nie jest z nim dlatego, że się w nim zakochała. Ja robiłem dużo gorsze rzeczy i teraz się ich wstydzę, ale czasu nie cofnę.
Zamarła. Czyżby jednak Zbyszek się zmienił? Czy naprawdę żałował?
- Opowiedz mi - poprosiła
Zawahał się, ale zaczął mówić.
- Chyba najgorsze, co zrobiłem to odwiedzenie pewnej dziewczyny od ślubu  i wmawianie jej przez kilka tygodni, że ją kocham i chcę z nią być. Później odszedłem mówiąc, że wszystko było kłamstwem... Załamała się...
Nie to chciała usłyszeć.
- Nigdy nie odszedłeś bez słowa wyjaśnienia? Nigdy nie założyłeś się, że kogoś uwiedziesz?
Zamilkł na chwilę, lecz w końcu powiedział matowym głosem wypranym z emocji.
- Nie. Nigdy nie zrobiłem  nic takiego. Nie zakładam się o uczucia.
A więc jednak to tylko gra... Kolejny sposób, by zmiękczyć następną głupiutką kobietkę... Jego dotyk zaczął ją parzyć. Wyzwoliła się z jego ramion zbyt gwałtownie, bo rzucił jej zaskoczone spojrzenie.
- Zjemy coś? - spytała, by go uspokoić.
Wspólnie przygotowali obiad i znów było przyjemnie. Próbowała zapomnieć o tej rozmowie i zachowywać się naturalnie. Traktował ją inaczej niż wcześniej. Okazywał czułość, co jakiś czas delikatnie ściskał jej dłoń albo ustami muskał przelotnie ramię lub czoło. W końcu znów trafili do łóżka. Nie protestowała, przecież tego właśnie chciała przychodząc do niego. Po wszystkim ona rozświetlała ciemność żarem papierosa, podczas, gdy on kreślił wzory na jej nagim brzuchu. Gdy już przysypiała oddychając równomiernie, usłyszała cichy szept.
- Kim ty jesteś dziewczyno? Czy wiesz, co ze mną robisz? Czuję, że zakochuję się w tobie i naprawdę mógłbym spędzić życie z tobą. Kilka dni temu nie uwierzyłbym, że to możliwe...
Westchnął i położył się obok, a jej senność odpłynęła całkowicie. To nie tak miało być! Zbyszek nie może się w niej zakochać! Miał tylko dać jej dobry seks i pomóc zapomnieć o tym, co zrobiła Adamowi! Leżała bez ruchu do czasu, aż miała pewność, że zasnął głęboko. Wówczas cicho wstała i zebrała swoje rzeczy. Wyszła nie zostawiając mu żadnej informacji. Tylko delikatny zapach na poduszce świadczył o tym, że kiedykolwiek tam była.


Lubię dodawać tu kolejny rozdział, bo to oznacza, że jeszcze tylko kilka godzin i będzie weekend :)

piątek, 9 listopada 2012

Spotkanie piąte

Stała przed halą sportową paląc kolejnego papierosa i wystukując nerwowo obcasem jakiś rytm. Palenie to pamiątka po Adamie. On zawsze palił w chwilach smutku, ona zaczęła na przekór Adamowi, bo stwierdził kiedyś, że papieros nie pasuje do kobiety. Szybko spodobał się jej ten sposób niszczenia siebie dostrzegalny dla otoczenia, a jednak zbyt łagodny w swej formie, by zaalarmować. Papieros stał się jej wiernym towarzyszem. Nie, nie paliła by zabić stres. Przeciwnie. Paliła by ukarać się za okruchy szczęścia i radości, które przypadkiem zdarzało się jej wpuścić do swojego świata. Tego dnia po raz pierwszy sięgnęła po papierosy z nerwów. Musiała uciszyć wyrzuty sumienia.

Stała trzymając na ramieniu torbę z najważniejszymi rzeczami. Resztę jej bagażu Adam wyśle pod adres, który zapisała mu w pożegnalnym liście. Czuła się podle. Adam był dobrym człowiekiem, dbał o nią, zależało mu na niej, a ona traktowała go jak żywą kartę płatniczą. Nie zasłużył na to. Nie on. Zrozumiała to zbyt późno. Nie chciała dłużej tkwić w tym udawanym z jej strony związku i dawać mu złudną nadzieję, że znalazł kobietę, z którą spędzi resztę swojego życia. Nie potrafiła mu jednak powiedzieć tego prosto w oczy. Łatwiej jest napisać, że jest się szmatą ze zniszczoną kiedyś przez kilku gnojków psychiką, niż powiedzieć to komuś wprost, nawet jeśli ten ktoś zasłużył na szczerą rozmowę... Długo pisała ten list i wiele łez przy nim wylała. Obiecała sobie i Adamowi dwie rzeczy - już nigdy nie potraktuje nikogo w ten sposób i zniknie na zawsze z jego życia nie zdradzając nikomu tajemnic, które jej powierzył.

W końcu grupka mężczyzn wysypała się ze środka. Mimo zapadającego zmroku wyłowiła wzrokiem interesującą ją postać i ruszyła w tym samym kierunku. Najlepszym lekarstwem na podły nastrój jest dobry seks, a z nim seks był bardzo dobry. Uśmiechnęła się z zadowoleniem na myśl o tym, co ją czeka. Gdy doszli do jego samochodu bez słowa wsiadła do środka. Nic nie powiedział tylko spojrzał na nią z podniesioną brwią. 
- Chciałeś mi coś udowodnić. Miałam dać znać, więc oto jestem. 
Wciąż patrzył zdziwiony, ale nie miała wątpliwości, że wie o czym mówiła.
- To było jakieś pół roku temu i nie mówiłem poważnie - zaczął ostrożnie.
Wzruszyła ramionami.
- Wiedziałam, że nie dasz rady, Zbyszku - powiedziała ze smutną minką, wydymając wargi i pochylając się w jego stronę. Z satysfakcją obserwowała, jak on przygryza dolną wargę.
Chwyciła za klamkę by wysiąść, lecz zablokował drzwi i ruszył przed siebie z piskiem opon.
- Dokąd jedziemy?
- Jeśli chcesz pytać o wszystko, to chyba źle trafiłam.
Spojrzał na nią przelotnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po krótkiej chwili zaparkował przed swoim mieszkaniem i wysiadł. Ona została, więc schylił się i syknął przez otwarte jeszcze drzwi.
- Jeśli chciałaś posiedzieć w samochodzie, to chyba źle trafiłaś.
"Gra się rozpoczęła" pomyślała wysiadając i idąc za nim.
Przeszli w milczeniu kilka pięter, nim stanął i zaczął przeszukiwać kieszenie.
- Pani przodem - powiedział z kurtuazyjnym gestem, gdy drzwi ustąpiły.
Weszła i rozejrzała się. Mały przedpokój bez wyrazu. Zwykłe tymczasowe mieszkanie faceta, który nie zamierza spędzać w nim dużo czasu. Niespodziewanie poczuła uścisk na biodrach. Zbyszek odwrócił ją i podniósł by posadzić na szafce. Nie czekał tylko wpił się zachłannie w jej usta. Zaskoczył ją. Zareagowała nerwowym spięciem mięśni i próbą odsunięcia pomimo jego stalowego uścisku. Cofnął się lekko i roześmiał dźwięcznie patrząc prosto na nią.
- Strach cię obleciał? Myślałem, że po to przyszłaś.
Zdenerwował ją. Groźne iskierki zatańczyły w jej oczach zanim przyciągnęła go chwytając za kurtkę z nieznaną jej samej siłą, odrywając przy tym jakiś guzik.
- Chyba nie myślisz, że będę się z tobą pieprzyć na szafce - warknęła mu w usta.
Znów ją podniósł i zaczął nieść gdzieś wgłąb mieszkania. Objęła go nogami, oddechem i skubnięciami drażniła szyję. Wypuścił powietrze ze świstem i przystanął więc kontynuowała tą samą zabawę z uchem. Prowokowała go. Bawiła się nim podniecając i wycofując się, gdy oczekiwał, że przejmie kontrolę. W końcu nie wytrzymał i rzucił ją na łóżko. Nie silił się na delikatność, kiedy zrywał z niej kolejne części garderoby i miażdżył dłońmi jej piersi. Ola nie była mu dłużna drapiąc jego nagie plecy tak, że zostawiała czerwone smugi. Syknął gdy wbiła mocniej paznokcie jednocześnie przygryzając płatek ucha. Między nimi kipiała wściekłość. Przytrzymał ją mocno unieruchamiając jedną ręką jej dłonie nad głową, jednocześnie drugą ręką unosząc jej biodra. Wszedł w nią gwałtownie sprawiając, że krzyknęła z rozkoszy. Dokładnie tego oczekiwała. Chciała mocnych wrażeń i on właśnie to jej dawał. Widziała jaką satysfakcję sprawiają mu jej krzyki, ale nie potrafiła ich powstrzymać. Nie robił nic nadzwyczajnego, jednak ona nie panowała nad sobą. W końcu doszła do szczytu rozkoszy odnotowując skołowanym umysłem, że on też krzyknął gardłowo i przywarł do niej mocno. Przez dłuższą chwilę leżeli próbując wyrównać oddech. Ze złością pomyślała, że Zbyszek, gdy tylko dojdzie do siebie, wyśmieje ją wytykając, jak bardzo się myliła. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Poczuła jak jego ramię oplata ją, a usta całują delikatnie nagi obojczyk.
- Jestem strasznie głodny, może wyskoczymy gdzieś na kolację - zapytał, jakby to, co właśnie się wydarzyło było czymś najbardziej oczywistym na świecie.
- Chyba nie zamierzasz teraz odejść? - zapytał podnosząc się na łokciu, gdy nie dostał odpowiedzi.
- Nie - odpowiedziała dodając w myślach "nie dziś" i nie zważając na jego protest zapaliła papierosa.

piątek, 2 listopada 2012

Spotkanie czwarte

Jechała z Kaśką do Krakowa. Oficjalnie jechała odwiedzić rodziców. Adam nie wiedział, że jej matka zabiła się, gdy Ola miała 18 lat, bo zostawił ją kolejny partner. Ojca nigdy nie znała. Jechały odpocząć od swoich podstarzałych facetów. Zabawić się. Odprężyć. Zaszaleć.
Z Kaśką łączyło ją coś podobnego do przyjaźni. Wiedziały o sobie wszystko. Były w podobnej sytuacji - młode dziewczyny skrzywdzone przez los, szukające pozornego szczęścia.

Jechały śpiewając głośno piosenkę graną akurat przez ich ulubioną rozgłośnię, gdy zobaczyły stojące na poboczu Audi i dwóch mężczyzn machających na przejeżdżające samochody. Mieli pecha. Padał deszcz i nikt nie chciał się zatrzymać.
- Czy to byli? - spytała Kasia niepewnym głosem.
- Tak to Zbyszek i Michał.
- Wracamy?
- Wracamy.
Zatrzymała się przy machających i Kasia przez opuszczoną szybę spytała dokąd się wybierają. Do Krakowa, oczywiście, gdzieżby indziej... Wsiedli i dopiero wówczas zobaczyli, kto siedzi za kierownicą. Michał przyglądał się jej z zaciekawieniem, Zbyszek był wściekły.
- Już cię znudził twój kochaś?
Roześmiała się nieszczerze. Najwyraźniej dotkliwie odczuł jej słowa. Zaczynała żałować, że zatrzymała samochód, powiedziała jednak obojętnym tonem:
- Kochaś niedawno się oświadczył - i na potwierdzenie pomachała ręką ozdobioną pierścionkiem - ale każdy czasem potrzebuje odpoczynku.
- Może jeszcze powiesz, że chcesz za niego wyjść i mieć gromadkę dzieci...
- To, czego chcę to chyba nie twoja sprawa, prawda?
Miał rację. Nie chciała wychodzić za mąż. Nie za Adama, choć traktował ją lepiej niż przyzwoicie. Nie kochała go i nie sądziła, by kiedykolwiek mogło to nastąpić, czasem myślała jednak, że miłość rzeczywiście nie istnieje i zostawiając Adama popełni błąd. Nie wiedziała co robić, ale na razie dopiero zaczynali mgliście planować ślub, więc na decyzję miała jeszcze sporo czasu. Musiała się zgodzić, gdy poprosił ją o rękę. Właśnie skończyła studia, nie miała pracy i oszczędności. Gdzie miałaby pójść, kogo prosić o pomoc? Potrzebowała Adama, ale rozglądała się za innym rozwiązaniem.

Michał przyglądał się ich wymianie zdań z zainteresowaniem. Wyraźnie próbował domyślić się, co zaszło między tą dwójką.
- Na pewno jesteś z nim dlatego, że jest świetny w łóżku - Zbyszek kontynuował przesłuchanie drwiącym tonem.
- Na pewno jest lepszy niż ty - odparowała odruchowo
"O cholera" pomyślała. Nie powinna była tego mówić. Nie może robić niczego, co mogłoby sprawić, że ją rozpozna.
Zbyszek roześmiał się głośno.
- Skąd ty możesz o tym wiedzieć?
Odetchnęła z ulgą. Nie zorientował się.
- Faceci twojego pokroju to skupieni na sobie narcystyczni chłopcy, którzy zupełnie nie wiedzą o co w tym chodzi.
- Mogę udowodnić, że się mylisz.
- Jestem zaręczona, pamiętasz? Nie zdradzam narzeczonego.
- Więc udowodnię to, kiedy z nim zerwiesz. Daj tylko znać, kiedy ta chwila nastąpi.
Wzruszyła ramionami. Po co przejmować się czymś, co może się nigdy nie zdarzyć? Spojrzała w lusterko i zrobiło się jej gorąco. Michał wpatrywał się w nią. Patrzył jej prosto w oczy. Poznał ją, widziała to w jego spojrzeniu. Pewność zyskała, gdy uśmiechnął się lekko, podnosząc do góry jeden tylko kącik ust. Próbowała wzrokiem błagać go o dyskrecję kręcąc przy tym delikatnie głową i chyba zrozumiał, bo zaśmiał się cicho i stwierdził.
- Ale na drinka z nieznajomym możesz chyba iść przed tym swoim ślubem?
Zbyszek gwałtownie złapał powietrze, ale od razu został uciszony.
- To tylko drink, chcę się odwdzięczyć za podwiezienie. Możesz sam pozałatwiać swoje sprawy.
Kiwnęła głową wyrażając zgodę. Na szczęście dojeżdżali już na miejsce, więc nikt się nie zorientował, że była przerażona. Czego on chciał? Czy mógł jej zaszkodzić?
Może i mógł, ale nie chciał... Chciał ją poznać i porozmawiać. Nie wracał do tamtego wieczoru w klubie, upewnił się tylko, że to ona i że nie chce, by Zbyszek to wiedział. Rozstali się po kilku drinkach z lekkim szumem w głowie i dziwnym uczuciem, że znaleźli bratnią duszę.

piątek, 26 października 2012

Spotkanie trzecie

Była zachwycona w przeciwieństwie do mężczyzny, którego trzymała pod ramię. Zawsze o tym marzyła, a teraz oprowadzał ich sam prezes. Dobrze mieć bogatego faceta. "Jeszcze lepiej, żeby ten facet był we mnie zapatrzony" pomyślała z satysfakcją. Nawet nie musiała namawiać Adama, by został sponsorem lokalnego klubu sportowego. Wystarczyło kilka razy wspomnieć mimochodem, że lubi siatkówkę... 
Uśmiechnęła się słodko do swojego towarzysza.
- Oczywiście chcą państwo poznać zawodników?
- Oczywiście - odpowiedziała bez wahania.
Weszli na halę, na której odbywał się właśnie trening. Wiedziała, że on tam będzie, więc nie była zaskoczona. Nie bała się, że ją pozna. Sporo czasu minęło od ich spotkania, zmieniła się. Tym razem miała na głowie krótkie ognistoczerwone włosy, mocny makijaż dodawał jej lat, a luksusowy strój nijak nie przypominał tego, w którym ją widział. Sama by siebie nie poznała...

Trener przerwał rozgrzewkę widząc gości. Prezes kolejno przedstawiał im mężczyzn. Nie byli zadowoleni. Znów musieli uśmiechać się krzywo do sponsora i udawać, że poznanie go jest przyjemnością. Kilku mężczyzn obserwowało ją, kilku zastanawiało się co ona robi z takim facetem. Tak, Adam był starszy, ale był też bogaty. I miała nad nim przewagę - on ją kochał. A przynajmniej tak twierdził i starał się spełniać każdą jej zachciankę.
Spojrzała na Zbyszka i z zadowoleniem zauważyła, że obserwuje jej nogi.
- Teraz zapraszam pana do mojego gabinetu na szklaneczkę whiskey - powiedział prezes, gdy wszyscy uścisnęli już dłoń nowego sponsora -  a pani...
- Pani wróci do siebie - dokończyła za niego - Do zobaczenia jutro, Kochanie - dodała całując usta swego partnera.
- Doskonale. Niech ktoś odwiezie panią do domu - rzucił prezes odchodząc.
- Może pan - wskazała na Zbyszka wykorzystując ciszę, która zapadła po ich wyjściu.
Uśmiechnął się zadowolony. Oczywiście, że ją odwiezie. "Jak mógłby przegapić taką okazję..." pomyślała drwiąco.

Po dłuższej chwili siedzieli już w samochodzie mknąc w kierunku jej mieszkania. Tak, mieszkała sama. Jak to zrobiła? Bardzo prosto. Powiedziała Adamowi, że potrzebuje spokoju, żeby się uczyć, potrzebuje swojego lokum, żeby nie przeszkadzać mu w spotkaniach z kolegami. I nie chce mu się znudzić, a nic tak nie buduje rutyny jak wspólne mieszkanie. Zgodził się bez problemu. Ba, sam wybrał dla niej to miejsce i sam opłacał za nie czynsz. Oczywiście miał do niego klucz, lecz oboje udawali, że jest inaczej. Od początku tak właśnie między nimi było - nie mówili głośno tego, co pozornie było oczywiste. Kiedy ją poznał pracowała jako kelnerka w jego ulubionej kawiarni i ledwie wiązała koniec z końcem. Wynajmowała mały pokój w jakiejś ruderze, do której bał się nawet wejść, gdy odprowadził ją po pierwszej randce. Powinno być dla niego oczywiste, że młoda, ładna studentka zainteresowała się takim facetem jak on z powodu jego platynowej karty kredytowej i najnowszego modelu samochodu. Być może na początku było to oczywiste, ale później poznał ją bliżej i przestał wierzyć w złe intencje Oli. Była przecież taka słodka i niewinna... Nic od niego nie chciała, o nic nie prosiła, to on chciał, by nosiła odpowiednią odzież i mieszkała w porządnym miejscu. Ona nawet protestowała... Czy było jej go żal? Czasem bywało... Czasem, gdy wspominała, jak bardzo sama była kiedyś naiwna. Ale to już przeszłość, dzięki właścicielowi samochodu, w którym właśnie siedziała, nie pozwala się już nikomu tak traktować.

Zbyszek wyraźnie ją podrywał. Nie ukrywał się z tym. Przyglądał się jej otwarcie. Niby przypadkiem trącał jej kolano dłonią, sięgając po coś nieistotnego. Prowokował dwuznacznymi zdaniami. Proponował wieczorne wyjście. Ona udawała onieśmieloną. Raz nawet prawdziwy rumieniec ozdobił jej twarz, lecz jego przyczyną nie było to, co powiedział, lecz wspomnienie tamtej nocy. I dnia... I kolejnej nocy... I głupoty, która sprawiła, że o mały włos by się w nim zakochała... Na szczęście do tego nie doszło i mogła być tu, gdzie teraz była, zamiast rozpaczać nad swym złamanym sercem. Ucierpiała tylko jej duma. Wiarę w siebie odbudowała łatwo dzięki takim mężczyznom jak Adam.

Dojechali, a on stwierdził, że musi dopilnować, by cało dotarła do domu.
Chciała coś powiedzieć, lecz zmieniła zdanie. Oblizała tylko wargi nieco prowokacyjnym gestem i wysiadła. Wiedziała, że pójdzie za nią i rzeczywiście, poszedł.
Otworzyła drzwi i zanim jeszcze się zamknęły poczuła jego oddech na karku i dłonie zamykające się na jej biodrach.
"Niesamowite" pomyślała " działa dokładanie tak samo."
Uśmiechnęła się lekko, gdy obrócił ją ku sobie. Patrzył jej badawczo w oczy jednak nie robił nic więcej, uwolnił nawet jej biodra. To ona pokonała dzielącą ich odległość i pocałowała go. Zdziwił się, lecz oddał pocałunek i po chwili pozwolił swoim dłoniom błądzić po jej ciele. Zgodziła się na to obejmując władczym gestem jego szyję. Odepchnęła go dopiero, gdy chwycił ją za pośladki i chciał podnieść. Roześmiała się dźwięcznie, wycierając usta dłonią.
- Chyba nie myślałeś, że cię wpuszczę do siebie... Mam już faceta. Za wysokie progi, Złotko.
Poszła w górę do swojego mieszkania rzucając jeszcze ze śmiechem:
- Chciałam tylko pocałować znanego siatkarza.
Odeszła zostawiając go kompletnie osłupiałego.


Szukam nowego bohatera

piątek, 19 października 2012

Spotkanie drugie

Znów stała pod barem czekając na zamówienie. Nie chciała tu być. Chciała leżeć zakopana głęboko pod kołdrą i w samotności roztrząsać swoją głupotę. Jak mogła mu ulec? Jak mogła wpuścić go do siebie i pozwolić zostać? Jak mogła być tak lekkomyślna?  Przecież go nie kochała... Ba, nawet go nie znała! A co jeśli... nie, nie chciała nawet myśleć o ewentualnych konsekwencjach. Chciała już na zawsze zostać pod kołdrą i w samotności dusić się łzami jedząc kolejne opakowanie czekoladowych lodów, jednak nie mogła odmówić kiedy Anka zadzwoniła i pomiędzy kolejnymi kichnięciami poprosiła o zastępstwo. Zbyt wiele razy koleżanka jej pomagała... Poszła do fryzjera, przefarbowała swoje blond włosy na czarno i długo męczyła je prostownicą. Zwykle zmiana fryzury poprawiała jej humor, jednak nie tym razem. Stała przy barze tak roztrzęsiona, że nawet Piotrek, dobry kolega i student psychologii, nie śmiał jej zagadywać.

Dostała drinki i ruszyła z nimi w stronę loży. Ze sztucznym uśmiechem na ustach przyjęła pieniądze i wydała resztę klientom. Wracała już z pustymi szklaneczkami i kolejnym zamówieniem, kiedy kilku podpitych mężczyzn zaczęło się przepychać. Nie chcąc się mieszać w awanturę skręciła w stronę sektora obsługiwanego przez koleżankę i zamarła. Naprzeciwko niej siedział Kuba, obok Bartek... Śmiech Zbyszka przebił się przez muzykę... Chciała się wycofać, gdy usłyszała coś, co sprawiło, że schowała się w korytarzu prowadzącym do toalet kładąc tacę na niskim murku, by móc spokojnie podsłuchiwać dalej.
- Ola to demon seksu! - Zbyszek przerwał wypowiedź by wybuchnąć rubasznym śmiechem - Dawno tak ostrej dziewczyny nie miałem, aż nie chciało mi się jej opuszczać... - znów śmiech - A wy nie wierzyliście we mnie. Tu macie dowód.
- Uuuu, czarne - powiedział nieznany jej głos.
- Owszem, a teraz panowie kasa na stół.
Nie, to niemożliwe... Dla niego to był zwykły zakład? Założył się z kolegami o to, czy ją zdobędzie? Łzy stanęły jej w oczach.
- Nie boisz się, że ją tu spotkasz?
Znów się roześmiał. Tym razem drwiąco.
- Nie doceniasz mnie. Mówiła, że cały tydzień ma wolny. Przynajmniej odpocznie...
Tym razem kilka osób się zaśmiało.
Schowała twarz w dłoniach, a łzy spłynęły po jej policzkach. Jak mógł coś takiego zrobić podczas, gdy ona oddała mu się całkowicie zapominając o wszystkim, co zostało za drzwiami mieszkania? Pozwolił jej uwierzyć, że tak nietypowo rozpoczęta znajomość ma jakąś przyszłość. Kłamał, gdy mówił, że jest cudowna? Nie mówił prawdy, gdy obiecywał, że zabierze ją na mecz i przedstawi jej ulubionemu przyjmującemu? Zrozumiała, że nigdy nie zamierzał tego zrobić, że chciał tylko ją zdobyć. On kłamał, a ona była bliska pokochania go... A właściwie pokochania tego, kogo grał...
"Potraktował mnie jak dziwkę" pomyślała  i natychmiast dopowiedziała "nie, gorzej niż dziwkę, bo dziwce się płaci. Wziął co chciał i uciekł.Trzeba być pozbawionym uczuć, by tak traktować innych..."
- Wszystko w porządku? Coś się pani stało? - usłyszała obok siebie, gdy ktoś dotknął lekko jej łokcia.
Podniosła głowę i zobaczyła Michała. Patrzył na nią uważnie marszcząc brwi jakby zastanawiał się skąd ją zna. Szybko kiwnęła głową i bez słowa pobiegła w tłum. Chciał ją chwycić za rękę i coś powiedzieć, ale nie zdążył. Biegła przed siebie z rozmazanym tuszem i ustami ściśniętymi w wąską linię, by nie szlochać głośno. Uspokajała się w myślach, że nie mógł jej poznać. Przecież widział ją tylko przelotnie kilka dni wcześniej jako pewną siebie blondynkę, teraz miał przed sobą zapłakaną brunetkę. Nie mógł jej poznać... Na szczęście nie widziała, że gdy tylko dotarł do stolika wypił duszkiem zawartość szklanki, wykrzyczał w twarz przyjacielowi, że jest idiotą i wyszedł bez słowa wyjaśnienia. Biegła już ulicą w stronę swojego mieszkania by znów zakopać się głęboko pod kołdrą i rozpaczać nad swoją naiwnością.

"Czy mama miała rację mówiąc, że zawsze cierpimy przez mężczyzn?"- pomyślała w łóżku.
Nie znała odpowiedzi więc wstała i wyjęła z szafki butelkę wódki, która uchowała się po ostatniej imprezie. Skrzywiła się z obrzydzeniem czując cytrusowy smak. Nalała ponownie. Piła siedząc w ciemności i patrząc na zasypiające miasto. Po kilku kieliszkach uśmiechnęła się do siebie z satysfakcją. Czas zmienić swoje życie.
- Teraz niech oni cierpią!  - powiedziała głośno.
Rozejrzała się po skromnym pokoju. Nic jej tu nie trzymało. Do pracy nie chciała już wracać, siatkarze zbyt mocno polubili ten lokal. Nie miała rodziny, a kilku kiepskich przyjaciół nie będzie jej żal. Studia? Może przenieść się na zaoczne albo zmienić uczelnię. Wzięła do ręki mapę i nie patrząc dotknęła jej palcem.
- Rzeszów - przeczytała - Trochę daleko i mieszka tam jeden dureń, ale może być. Widać los tak chciał...
Uśmiechnęła się ponownie. Nadszedł czas na zmiany. Koniec miłej dziewczynki z blond loczkami. Będzie suką. Będzie dziwką, skoro i tak jest w ten sposób traktowana, jednak teraz to ona będzie decydowała z kim i jak długo chce być. I co chce z tego mieć. Podniosła kolejny kieliszek do góry jakby wznosiła toast.
- Aleksandro, świat należy do ciebie - powiedziała do swojego odbicia w lustrze i zaśmiała się pijacko.
- Niech cierpią inni - powtórzyła stanowczo gdy już się uspokoiła - przecież miłość i tak nie istnieje... - dodała ciszej.
Bez żalu zaczęła pakować swój niewielki dobytek. Łzy wyschły już całkiem na jej bladej twarzy.



Miłośniczki Zbyszka - cierpliwości, to nie jest ostatnie spotkanie ;)
Spotkamy się tu za tydzień?

sobota, 13 października 2012

Spotkanie pierwsze

Ola stała przy barze wystukując rytm wysokim obcasem w oczekiwaniu na kolejne zamówienie.
- O której kończysz? - zapytał Piotr wrzucając do wysokiej szklanki kilka kostek lodu
- O 23. Jutro mam ważne kolokwium, szef pozwolił mi wyjść wcześniej.
- Szczęściara...
Uśmiechnęła się do barmana, przełożyła gotowe drinki na tacę i ruszyła w stronę loży mijając sprawnie kilka tańczących na jej drodze osób. Zauważyła poruszenie przy drzwiach i odnotowała, że grupa, która zarezerwowała kolejną z obsługiwanych przez nią loży dotarła właśnie na miejsce.
"Świetnie!" - pomyślała z sarkazmem - "Brakowało mi dziś tylko rozkapryszonych facetów uważających się za ósmy cud świata".
Postawiła szklaneczki przed grupką roześmianych dziewczyn i ruszyła by przyjąć nowe zamówienie.
- Co podać?
- Może na początek siebie, Złotko?
No proszę, już zaczyna się gwiazdorzenie...
- Nie ma mnie w karcie drinków a "złotko" możesz mówić na kolegę. Ewentualnie ja mogę tak mówić na was, chociaż po olimpiadzie to chyba trochę nie na miejscu. 
Z satysfakcją zauważyła, że efekt został osiągnięty. Już nie puszyli się tak bardzo.
- Wiesz, kim jesteśmy?
- Pewnie. Nie jestem głupią blondyneczką, która ogląda tylko własne paznokcie. Mam telewizor - nie musieli przecież wiedzieć, że od dzieciństwa pasjonuje się siatkówką, a dziennikarstwo studiuje dlatego, że chce być dziennikarzem sportowym - Więc, co podać?
Zebrała zamówienia. Jeszcze tylko dwie godziny, jakoś to przetrwa... Później zarwie kolejną noc, żeby się przygotować. Westchnęła wspominając wymagającego wykładowcę, z którym przyjdzie się jej jutro zmierzyć.

Wykonała jeszcze kilkadziesiąt kursów z tacą. Panowie z loży chyba zrozumieli, że głupimi tekstami nic nie osiągną i uśmiechali się miło, gdy do nich podchodziła. Nawet zbyt miło... Jeden tylko - Michał - wydawał się być zdenerwowany. Na nią patrzył ciepło zza swoich okularów, ale kolegów traktował wręcz lodowato.
"Nie mój problem" - pomyślała stawiając przed nimi ostatnie tego wieczoru drinki.
Położyła tacę na barze rzucając firmowy fartuszek zastępującej ją Ance. Na zapleczu zmieniła służbową krótką sukienkę na ulubione spodnie i bokserkę. Krzyknęła lekko gdy przy tylnym wejściu do klubu uderzyła drzwiami postawnego mężczyznę. Zaśmiał się dźwięcznie i powiedział, że nie powinna się go bać, ale skoro jest tak strachliwa a noc jest taka ciemna, to on odprowadzi ją do domu.  
- Wracaj do kolegów, Zbyszek. Mam inne plany na wieczór.
Nie posłuchał. Szedł obok i wyraźnie zadowolony opowiadał historyjki z zakończonego właśnie zgrupowania. Mimo woli zaczynała się uśmiechać a wizja jutrzejszego dramatu odchodziła coraz dalej.
- Tu mieszkam - powiedziała zatrzymując się przed kamienicą.
Obrzucił dom badawczym spojrzeniem i stwierdził, że nie pozwoli jej włóczyć się samej po ciemnej klatce schodowej. Wzruszyła ramionami. I tak przecież nie wpuści go do mieszkania...
Wystukała kod i pociągnęła za drzwi. Weszła do środka, a on wszedł za nią. Poczuła na karku ciepły oddech a na biodrach jego dłonie. Przeszedł ją silny dreszcz i na moment zamarła. On wykorzystał jej zmieszanie po to, by odwrócić ją przodem do siebie i musnąć jej usta. Początkowo delikatnie i spokojnie, później coraz mocniej i bardziej zdecydowanie. Jęknęła lekko oddając pieszczotę. Tak dawno nikt nie trzymaj jej w ramionach... Oprzytomniała, gdy poczuła dłoń pod swoją bluzką.
- Nie jestem taka - powiedziała lekko zachrypnięta odsuwając się od niego
- A kto mówi, że jesteś? - zaśmiał się i patrząc pobłażliwie przyciągnął ją z powrotem.
Pocałował ją ponownie, a ona nie miała już siły protestować. Było jej zbyt dobrze. Uciszyła krzyczący w głowie głos rozsądku i rozkoszowała się chwilą. Potrzebowała tego, a on doskonale wiedział co robić, by rozpalić ją jeszcze bardziej. Drżała na całym ciele. Wyłączyła myślenie i gdy poczuła dłonie Zbyszka na pośladkach poddała się całkowicie oplatając jego biodra nogami. Czuła pod ustami, że się uśmiechnął, pewnie z satysfakcją, ale to nie miało już znaczenia. Chciała go. Tu i teraz. Nieważne, że zupełnie go nie znała i że smakował wódką.
- Które piętro? - usłyszała
- Ola, gdzie mieszkasz? - powtórzył rozbawiony.
Chwilę zajęło nim zrozumiała o co pytał. Pozwoliła, by zaniósł ją całując z wciąż rosnącą pasją i postawił dopiero pod jej mieszkaniem. Otworzyła drzwi, a on rozejrzał się ciekawie po skromnym wnętrzu na które składał się leżący na podłodze materac, karton udający stolik, kilka półek z książkami i telewizor.
- Daj mi chwilę - rzuciła idąc w stronę łazienki
- Nigdzie się stąd nie ruszę - usłyszała w odpowiedzi wraz z trzaskiem obciążonego gwałtownie materaca.

Rzeczywiście nie ruszył się nigdzie przez kolejne dwa dni. Nie poszła na kolokwium zbyt zajęta poznawaniem granic ludzkiej rozkoszy. Do pracy też nie poszła, ale zadzwoniła wcześniej do Anki prosząc o zastępstwo.

Zniknął dopiero w sobotę. Słońce obudziło Olę świecąc uparcie prosto w zaspane oczy. Nie pozwolił jej zasłonić rolet wieczorem, bo tak pięknie wyglądała naga w świetle księżyca...  Teraz jednak noc minęła a słońce zastąpiło romantyczny blask nocy. Została sama w zimnym łóżku i z pustą lodówką, bo gdy chciała iść na zakupy on odciągał ją ustami od tego pomysłu.  Nie zostawił ani liściku ani numeru telefonu ani nawet róży na poduszce.
Zniknął jakby nigdy go nie było.
Wraz z nim zniknęły jej ulubione czarne koronkowe figi.


Nierealne? Przecież to tylko fikcja...
Nikt nie mówił, że muszę trzymać się faktów...

czwartek, 11 października 2012

prolog



- Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? - zapytał ksiądz
- Nie mogę na to pozwolić! - po kościele przebiegł szmer, kiedy świadek wypowiedział te słowa - Nie wiem co tym razem kombinujesz, ale wiem, że go nie kochasz. Nie pozwolę się tobie bawić kosztem mojego przyjaciela.
- A może się mylisz i właśnie niszczysz przyjacielowi ślub? - wyraźnie zdenerwowała się panna młoda.

Jak do tego doszło? 
Zadziwiające, że potrzebowali tylko kilku spotkań, by doprowadzić do takiej sytuacji, prawda?
Ona pewnie zasłużyła na taką opinię.
Chociaż pozory czasem mylą...



Spotkanie pierwsze pojawi się w sobotę. Następne będą co tydzień.