Kolejne dni były koszmarne. Michał zachowywał się wobec niej, tak jak dawniej, dokładnie tak jak tego chciała. Przytulał bez powodu i szeptał, że kocha ją jak wariat, a w tej nowej sukience wygląda tak, że mógłby ją schrupać. Byłaby szczęśliwa, gdyby w okolicy nie kręcił się Zbyszek z ironicznym uśmieszkiem wypełzającym na twarz, kiedy tylko Michał znikał na chwilę. Raz spoliczkowała go, gdy próbował ją pocałować, ale on tylko zaśmiał się i stwierdził, że niedługo sama do niego przyjdzie. Bała się, że sytuacja wymknie się jej spod kontroli. W zasadzie już się wymknęła w momencie, gdy wsiadła do windy ze Zbyszkiem... Nie mogła sobie tego darować i chyba właśnie dlatego zbyt często chodziła smutna i zamykała się samotnie w sypialni by poczytać, zamiast dotrzymać im towarzystwa w wieczornych rozrywkach.
Tamtej pamiętnej soboty była w mieszkaniu sama, a przynajmniej tak się jej wydawało. Podśpiewywała radośnie pod nosem, bo to właśnie tego dnia Zbyszek miał się wyprowadzić. Przygotowywała specjalnie na tą okazję kolację, by uczcić z mężem odzyskanie swobody we własnym mieszkaniu i spędzić miły wieczór bez martwienia się, czy ich gość coś usłyszy albo im nie przeszkodzi. Wzdrygnęła się, gdy ktoś niespodziewanie objął ją z tyłu i oparł brodę na jej ramieniu, by zajrzeć do garnka i stwierdzić:
- Mmm, pięknie pachnie. Dla mnie tak nie gotowałaś.
Prychnęła i zabrała mu widelec, który zamierzał włożyć do garnka, zapewne zamiarem spróbowania jej dzieła.
- To chyba nie powinno cię dziwić - uśmiechnęła się przymilnie - Wróciłeś wcześniej, żeby się wcześniej wyprowadzić? Jaki ty jesteś miły! - złączyła dłonie w udawanym geście radości i zamrugała powiekami z drwiącym uśmieszkiem.
Zacmokał i pokręcił głową z niezadowoleniem.
- Ola, Ola... Mogłabyś być dla mnie milsza. Postaraj się trochę, w końcu, jak widzisz, nie zdradziłem naszego małego sekretu Michałowi - przyciągnął ją do siebie nie zważając na jej protest - Będę za tobą tęsknił - wyszeptał do jej ucha, przygryzając lekko jego płatek. Przestała się szarpać, zaskoczona reakcją własnego ciała, które wyrywało się w jego kierunku, nie słuchając podszeptów rozumu - Może byś mnie kiedyś odwiedziła, co? Mogłabyś wcisnąć Michałowi jakieś kłamstewko, które on zawsze łatwo łyka... Moglibyśmy spędzić miłe chwile we dwoje, przecież wiem, co lubisz - zaśmiał się, a ona zadrżała. Miała wrażenie, że zaraz się przewróci, ale na szczęście tkwiła w jego silnym uścisku - Nie wiem, skąd twoja niechęć do mnie, przecież zawsze było nam dobrze - kontynuował, całując linię jej szczęki, zmierzając w kierunku ust, które czekały na niego lekko rozwarte, jakby zapraszające do złożenia pocałunku - Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tkwisz w tym nudnym związku - dotarł w końcu do ust, a ona zapomniała, że tkwi w jakimkolwiek związku. Liczyło się tylko to, co z nią robił. Niewykluczone, że zrzuciliby w pośpiechu swoje ubrania, by wylądować na kuchennym blacie lub podłodze, gdyby nie przerwało im głośne chrząknięcie. Oderwali się od siebie gwałtownie i równocześnie odwrócili w tamtym kierunku. Michał lustrował ją spojrzeniem, kiwając lekko głową. Miał mocno zaciśnięte szczęki, a dłonie zbite w pięści.
- Miałeś rację, Zbyszek - wycedził po chwili, patrząc prosto w jej przerażone oczy - to dziwka - myślała, że się przesłyszała, ale gdy on odwrócił się, by opuścić kuchnię, powtórzył, tym razem głośniej i mniej drżącym głosem - Zwykła dziwka.
Nogi się pod nią ugięły i osunęła się na podłogę. Obraz zamazał się. Ktoś próbował wyrwać jej coś z dłoni i krzyczał coś, ale nie rozumiała co. Ktoś uderzył ją lekko w policzek, więc odruchowo podniosła spojrzenie, trafiając nim na zatroskane zielone oczy i usta mówiące:
- Puść to, Ola! Musisz to puścić, bo się ranisz.
Spojrzała w dół i zobaczyła coś czerwonego spływającego z dłoni, w której zaciskała z całej siły widelec. Rozluźniła uścisk i pozwoliła, by dźwięk metalu opadającego na ceramiczne płytki rozbił się echem w martwej ciszy, która wypełniła mieszkanie. Zbyszek przyciskał coś do jej dłoni i ciągle ruszał ustami, ale nic z tego nie rozumiała.
Jej Michał nazwał ją dziwką. Jej kochany Michał. Jej najlepszy przyjaciel.
Utonęła w czyimś uścisku, ale to nie był ten uścisk, w którym chciała teraz utonąć. Czyjaś dłoń gładziła lekko jej włosy, ale to nie była ta dłoń. Poczuła, że spada i nie walczyła z tym uczuciem.
Ocknęła się otoczona bielą wśród pikającej aparatury. Przy łóżku stała pielęgniarka z miłym uśmiechem na twarzy.
- Dobrze, że już jest pani z nami, bo zaczynaliśmy się martwić. Pójdę po lekarza i zaraz do pani wrócę.
Wyszła, a Ola rozejrzała się z nadzieją po niewielkiej salce, lecz szybko okazało się, że jest sama.
- Gdzie mój mąż? - zapytała, gdy kobieta z miłym uśmiechem wróciła.
- Mąż? - powtórzyła, jakby nie rozumiejąc o co chodzi - Przywiózł panią przyjaciel, ale nie mógł czekać. Czy mamy kogoś zawiadomić?
Podała dobrze jej znany numer telefonu. Przez jakiś czas łudziła się, że Michał przyjedzie i wszystko się jakoś ułoży. Następnego dnia przestała się łudzić. Gdy po kolejnych dwunastu godzinach stanął przy jej łóżku, spodziewała się już, że usłyszy to, co usłyszała.
- Rozmawiałem z prawnikiem. Chcę rozwodu. Szybko.
Nie spodziewała się jednak, że zanim wyjdzie doda jeszcze, uśmiechając się lekkim uśmiechem, zupełnie nie pasującym do sytuacji:
- Powinienem podziękować Zbyszkowi za to, że uparł się, by mi pokazać, jaka jesteś naprawdę. Przez chwilę wierzyłem w twoje zapewnienia, byłaś bardzo wiarygodna, gdy grałaś załamaną. Uwierzyłem jak ostatni idiota, że mnie kochasz, a ty przecież nie potrafisz kochać... Świetnie to rozegrałaś, ale gra już się skończyła.
Wyszedł, zostawiając ją z mętlikiem w głowie.
Tak, to było wredne z mojej strony. Nie, nie będzie samobójstwa, ani nawet próby ;)
Czy obiecywałam komuś jakiegoś bohatera? Wydaje mi się, że tak, ale za cholerę nie wiem kogo, komu i kiedy, a wena tak jakby znów mnie dopadła i nawet czasu dziś trochę będzie... Help!!! Może wreszcie po długiej przerwie napiszę coś nowego...